Odcinek 4
Biegnę korytarzem znajomego domku. Zatrzymuję się na
rozdrożu schodów, na środku ściany jest witraż anioła. Słyszę krzyk. Ruszyłam w
stronę nawoływań. Robi się gorąco, wokół pojawiają się płomienie. Docieram do wielkiej
Sali, na środku leży znajoma postać, próbuję jej pomóc wstać. Nie ma siły,
łapię ją w tali i podciągam do góry. Z oczu lecą mi strumienie łez. W jej ciele widzę srebrny sztylet. Bez skutecznie staram się ją uratować. Słyszę cichy
szept.
- Uciekaj, Roza uciekaj.- Następnie jej ciało
staje się bezwładne, przestaje oddychać. Klęczę w kałuży krwi. Zrozpaczona
bezbronna i bezsilna. Patrzę jak umiera.
- Proszę nie zostawiaj mnie
samej, mamo nie możesz mi tego zrobić. Mamo! Zostań, Mamo!
Budzę się, po policzkach
spływają mi łzy wspomnień z przed lat. Ocieram je. Chcę zapomnieć. Leżę przy
otwartym oknie, wieje miły wiatr pełen płatków wiśni. Łagodzi moje ranne serce.
Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Przez chwilę stałam pod strumieniem wody
pozwalając by obmyła mnie z cierpienia. Po umyciu się, zerknęłam na moje plecy,
na których widniał tatuaż w kształcie szkarłatnej róży z czarnymi liśćmi.
Ubrałam się w mundurek i zaczęłam rozczesywać moje długie białe włosy, w które
wplotłam czarne wstążki. Po tym śnie przypomniał mi się brat, tęsknię za nim.
Złapałam notatnik i pudełko z jedzeniem, poszłam do szkoły. Na dziedzińcu
siedział Kastiel. Postanowiłam dotrzymać obietnicy unikania go. Między innymi z
własnych powodów, zbyt łatwo mi się z nim rozmawia, a boję się, że powiem za dużo.
Przeszłam koło niego obojętnie tak jak bym go nie znała. Był trochę
zdezorientowany. Pobiegłam do swojej
klasy, czas zacząć poszukiwania.
- Hej Lisa - pomachała mi na
powitanie Irys stojąca przy drzwiach.
- Cześć. – podbiegłam do niej – Mam
do ciebie pytanie, znasz może chłopaka o imieniu Lysander?- powiedziałam prosto
z mostu.
- Tak, a co?
- Tak sobie pytam, wiesz gdzie
go znajdę? – No przecież nie powiem jej, że kiedyś się z nim przyjaźniłam.
- Nie, zapytaj dziewczyny jego
brata. Znajdziesz ją przy klatce schodowej. – podziękowałam i po jakiejś
minucie znalazłam ją, była bardzo ładna.
Miała włosy identycznego koloru co moje. Ubrana była w krótką, marszczoną
sukienkę, a na nogach miała piękne długie kozaki.
- Cześć, jestem Lisa, czy ty jesteś może
dziewczyną brata Lysandra?
- Tak, nazywam się Rozalia. O co
chodzi? – zapytała zdziwiona.
- Szukam Lysa, wiesz może gdzie
teraz jest?
- Niestety nie, ale na pewno
pomoże ci Kastiel . On i Lysander są przyjaciółmi, powinien ci pomóc go znaleźć.- no pięknie,
moje postanowienie omijania tego chłopaka legło w gruzach.
- Trudno w takim razie później
go zapytam. Dzięki za pomoc.
Wróciłam do klasy równo z
dzwonkiem. Nauczyciel spełnił swoją obietnicę robiąc mi przeróżne sprawdziany,
pytał mnie całą lekcję. Najbardziej uśmiałam się, gdy zadał mi pytanie, a ja
odpowiedziałam coś w tym stylu „To pan nie wie?” Klasa pękała ze śmiechu pod
wpływem tego przedstawienia. I tak kolejne cztery lekcje minęły w podobnej
atmosferze. Nareszcie przerwa na
posiłek. Wybiegłam na dziedziniec i wspięłam się na pobliską wiśnię,
rozpakowałam pudełko pełne pyszności. Bułki melonowe, pycha. Zaczęłam się
zajadać rozpływającymi się w ustach smakołykami. Właściwie powinnam pogadać z
Kastielem. Westchnęłam ciężko. Nie zauważyłam, że przechyliłam pudełko i jedna z bułek wypadła. Chciałam ją złapać, ale
zbyt mocno się wychyliłam i z hukiem spadłam na jakiegoś chłopaka pod drzewem.
- Boli. – Szybko się podniosłam
do pozycji siedzącej. Moje jedzonko roztrzaskało się na czerwonych włosach
chłopaka.
- Czy mogłabyś ze mnie zejść! –
Nie dobrze. Szybko wstałam, Kastiel był wściekły. No teraz na pewno mi nie
powie nic o Lysandrze, prędzej mnie zabije.
- Przepra… - Chłopak podniósł głowę wyglądał tak
komicznie, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Na włosach miał paćkę
melonową, a twarz całą czerwoną i brudną od ziemi. Po chwili zrobił się jeszcze
bardziej wściekły.
- Ty!
- Przepraszam, wynagrodzę ci to
obiecuję tylko mnie nie zabijaj – błagałam. Już chciał się na mnie rzucić, gdy się
potknął i wylądował tym razem na mnie. Z jego włosów zaczęło kapać nadzienie.
Prosto na mnie.
- Fuj! Złaź ze mnie, bo mnie też
uwalisz. Jesteś ciężki !- starałam się wyrwać z pod chłopaka.
- Pożałujesz tego.- wyszeptał. O
czym on myśli? Złaś ze mnie. Myślałam, że tu zginę, a on tylko wstał i spojrzał
się na mnie kpiącym wzrokiem. – Zobaczysz, że się doigrasz. Przez ciebie muszę
teraz pozbyć się tego czegoś z włosów. - Przeczesał je palcami i szybkim ruchem
wsadził rękę w moją fryzurę, tym samym pozostawiając mi je całe lepiące się.
Drań . – I ty też.
- Dobra poddaję się. – uniosłam
ręce do góry. – Wybacz, ale teraz ja musze się pozbyć tego. Idę do domu. –
stwierdziłam.
- OK. Mówiłem , że tego
pożałujesz.- Złapał mnie za rękę. – Idę z tobą. - Ale się wkopałam.
- Niech ci będzie. – Zdołowana
zgodziłam się na to szaleństwo.
Prowadziłam
go krętymi ścieżkami omijając ludzi. Nie puszczał mojej ręki. W duchu modliłam
się by nikt nas nie widział. Weszliśmy do mojej kuchni. Rozejrzał się
uważnie. Uśmiechnął się, albo mi się
tylko zdawało.
- Widzę, twoi rodzice skąpo ci
zapewnili pobyt tutaj.- niech się uciszy.
- Zamknij się.- Nie patrzyłam na
niego.- nie rozmawiajmy na ten temat.
- Nie mów, że… - Jego twarz
złagodniała.
- Zamknij się! Nie zrozumiesz.
Czego chciałeś ode mnie?- warknęłam.
- Ok. Spokojnie . –
Zaniepokojony starał się opanować sytuację.
- Przepraszam. Nie chcę o tym
gadać. Sorki też za bułkę, jak chcesz możesz umyć włosy, zanim ci tak zaschną.-
Chłopak wszedł do łazienki. Po paru
minutach pojawił się z mokrymi włosami. – Teraz moja kolej, nie warz się tam wejść, ani
grzebać mi w szafkach. – poszłam myć włosy.
Upewniłam się, że dobrze
zamknęłam drzwi i szybko zabrałam się za moją fryzurę. Gotowa, czyli ubrana, uczesana itp. Weszłam do mojego
pokoju. Siedział na łóżku najwidoczniej
z siebie zadowolony.
- Czego ode mnie chcesz?
- Byś się poczuła tak jak ja,
gdy za mną łaziłaś. Spędzę z tobą cały dzisiejszy dzień.
- Coś ty powiedział?
- Nie udawaj głuchej. Wiem, że dobrze zrozumiałaś.
- Ale …
- Bez, żadnych ale. Nie
wywiniesz mi się no chyba, że chcesz to załatwić inaczej.- uśmiechnął się
podejrzanie. Przybliżył się do mnie. Jest za blisko. Nie wytrzymam. Czemu on tak na mnie działa, normalnie zaraz mu
przywalę.
- Wiesz , ja… dzisiaj mam co
innego do roboty,… miałam na dzisiaj plany. A tak a pro po będzie ci się chciało? No wiesz… - No coraz dziwniej
się czuję. Jego twarz była coraz bliżej. Nachylił się i wyszeptał.
- Powiedziałem ,że masz wybór. Możesz
przecież… - odepchnęłam chłopaka od siebie.
- Jeśli myślisz, że spadłam na ciebie umyślnie. To jesteś w
błędzie, mam zamiar jeszcze trochę pożyć. A do tego już i tak straciłam moje
jedzenie.- Wyglądał na zdezorientowanego.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Masz
mnie za puszczającą się lalusię z pierwszym lepszym kolesiem na jakiego
wpadnie? Nie mam zamiaru cię słuchać. Nie opuszczę pracy bo tak ci się podoba.
Może tobie nic nie brakuje. Ale ja nie mogę sobie ot tak pozwolić na
…-zasłoniłam sobie usta poskramiając mój nie poskromiony język. Kastiel stał,
najwidoczniej trawiąc moje gadanie. Zamorduję go, znowu zaczęłam nawijać. Tak
mnie wnerwia, że za każdym razem mówię przy nim za dużo.
- Praca? Świetnie to ty będziesz
pracować, a ja z chęcią się po przyglądam.
- Zapomnij, w życiu cię tam nie
zaprowadzę. Nawet jak byś mnie siłą zaciągnął.- Kastiel
wyciągną coś zza pleców.
- Ej! To moje. Oddawaj! – Jak śmiał zabrać moją
pozytywkę.
- Nie, zabiorę sobie tą
szkatułkę, jest nawet ładna. Jeśli się
sprzeciwisz to ona do ciebie nie wróci.
- To nie sprawiedliwe!
- Wiem. – Uśmiechną się
łobuzersko. I co ja mam teraz zrobić?
- Ale moja praca jest nudna, nie ciekawa.
- Tym bardziej.- Spierał się.
Trudno moja pozytywka jest ważniejsza.
- Niech będzie, ale obiecaj, że
nikomu nie powiesz gdzie pracuję.
- Dobra, spróbuję.
Wyszliśmy z domu około
czternastej trzydzieści. Zostało nam
jeszcze półtorej godziny. Poszliśmy na
lody, Kastiel okazał się bardzo miły. Przyjemnie było patrzeć jak się uśmiecha.
Śmieliśmy się, rozmawialiśmy o muzyce. Czas mijał nie miłosiernie. Zanim się obejrzałam
trzeba było ruszać do pracy. Co ja sobie myślałam? Teraz zostanę pośmiewiskiem.
Parę razy starałam się wymigać. Bez skutecznie .
- Słuchaj, podobno znasz
chłopaka o imieniu Lysander. Czy wiesz może gdzie go znajdę?
- Dwa dni temu wyjechał, w jakiejś
sprawie. Ma wrócić za dwa, trzy może cztery tygodnie. A co?
- Kiedyś się znaliśmy, myślałam że się …
spotkamy. Zamknij oczy.- Zasłoniłam mu twarz rękami. Przeszliśmy dwie uliczki i
jesteśmy na miejscu. Powoli go wprowadziłam od tyłu. – To tu. – Pozwoliłam mu
spojrzeć.
- Hm… nie wygląda ciekawie. To
jest w ogóle sklep.
- To akurat jest zaplecze.
Oprowadzę cię, a potem masz się wynosić i oddać moją pozytywkę. Jasne?
- Zobaczymy.
- Chodź, tu jest kuchnia, a to
sala. – Chłopakowi oczy wyszły na wierzch podobnie jak mi za pierwszym razem. Potem parsknął śmiechem.
- Zamknij się. Cicho. Gdzie ty
idziesz?- Usiadł przy moim stole. Nie! To za dużo.
- Lisa, idź się przebrać .- Koło
mnie zmaterializowała się szefowa. Złapała mnie i zaciągnęła do szatni.
Z ociąganiem założyłam krępujący
strój. Jak tak dalej pójdzie, to chyba poszukam innej pracy. Może… Nie mam
pomysłów. Ręce mi opadają, na samą myśl o gotowaniu. Zaburczało mi w brzuchu,
oprócz lodów nic dzisiaj nie jadłam. Zrezygnowana „przyczepiłam” sobie sztuczny
uśmiech do twarzy i opuściłam szatnię. Po chwili zajmowałam się klientami i
siedzącym przy jednym ze stolików Kastielem.
Starałam się opanować, gdy on padał ze śmiechu. Miałam ochotę go
zamordować. Minęła niecała godzina. Chłopak o dziwo jeszcze nie ruszył się z
miejsca. Sprawiał wrażenie śpiącego. Do kafejki wszedł średniego wzrostu
mężczyzna. Brązowe włosy były spięte w kucyk. Wyglądał na jakieś trzydzieści
lat. Pobiegłam go obsłużyć.
- Witamy. Czy zechciałby Pan coś
zamówić?- Hm… trochę mi nie wyszło.
- Niech pomyślę… może jakieś
ciasto, a potem ciebie… – Nachylił się. –u mnie. – Złapał moja rękę i do siebie przyciągną. Wyraźnie
czuć było alkohol.
- Puszczaj!- warknęłam i
spróbowałam się wyrwać. –Nie mam zamiaru nigdzie z tobą iść. A jedyne co mogę
ci zaproponować to opuszczenie tego lokalu.
- Wiem kim jesteś i nie długo
pożałujesz tego co zrobiłaś.
- Tak na pewno, a teraz
wynocha!- Mężczyzna wyszedł. Odwróciłam się i
zauważyłam patrzącego się w moją stronę Kastiela, zorientowałam się, że
nie tylko jego uwagę zwróciłam. Sara i Mira od razu zaciągnęły mnie na
zaplecze.
- Co ty wyprawiasz? – Szefowa
wyszła z kuchni z diabelskim wzrokiem. – Masz się dobrze zwracać do klientów i
nie możesz od tak sobie ich wyrzucać! Daję ci ostatnią szansę. Idź do domu,a
jutro zobaczymy co z Tobą zrobić.
- Ale…
- Nie obchodzi mnie kto to był.
Przebierz się i wracaj do siebie. – Po czym kobieta wróciła do kuchni.
Zrobiłam tak jak kazała. Co to był za facet? I dlaczego mnie wywalili
przez pijaka. Poszłam do domu, w połowie drogi przypomniałam sobie, że czegoś
zapomniałam tylko czego? Zajrzałam do torby wszystko było na miejscu.
Spojrzałam na idącą parę i olśniło mnie, że nie powiedziałam temu upartemu
durniowi , że kończę wcześniej. Trudno. Byłam już prawie na miejscu, weszłam do
mieszkania i nie mogłam uwierzyć.

- Co tu się stało? Nic ci nie
jest?
- Miałam włamanie. - nie
pokazałam złości i smutku, który teraz starał się wyrwać na światło dzienne.
Czy tak ma wyglądać moje życie? Co chwilę się rozpadać?- Zabrali mi pieniądze i
wszystko zniszczyli.
- Zadzwoń do rodziców, albo na
policję.
- Nie, żadnej policji, a do
rodziny nie zadzwonię. Jakoś sobie poradzę. –Złapałam chłopaka za rękę i
wyrzuciłam za drzwi. Gdy usłyszałam, że poszedł zaczęły mi lecieć łzy.
Kyaaa coraz ciekawiej :D
OdpowiedzUsuńSeiti