poniedziałek, 28 stycznia 2013

Poszukiwania



Odcinek 4 

Biegnę  korytarzem znajomego domku. Zatrzymuję się na rozdrożu schodów, na środku ściany jest witraż anioła. Słyszę krzyk. Ruszyłam w stronę nawoływań. Robi się gorąco, wokół pojawiają się płomienie. Docieram do wielkiej Sali, na środku leży znajoma postać, próbuję jej pomóc wstać. Nie ma siły, łapię ją w tali i podciągam do góry. Z oczu lecą mi strumienie łez. W jej ciele widzę srebrny sztylet. Bez skutecznie staram się ją uratować. Słyszę cichy szept.
-  Uciekaj, Roza uciekaj.- Następnie jej ciało staje się bezwładne, przestaje oddychać. Klęczę w kałuży krwi. Zrozpaczona bezbronna i bezsilna. Patrzę jak umiera.

- Proszę nie zostawiaj mnie samej, mamo nie możesz mi tego zrobić. Mamo! Zostań, Mamo! 

    Budzę się, po policzkach spływają mi łzy wspomnień z przed lat. Ocieram je. Chcę zapomnieć. Leżę przy otwartym oknie, wieje miły wiatr pełen płatków wiśni. Łagodzi moje ranne serce. Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Przez chwilę stałam pod strumieniem wody pozwalając by obmyła mnie z cierpienia. Po umyciu się, zerknęłam na moje plecy, na których widniał tatuaż w kształcie szkarłatnej róży z czarnymi liśćmi. Ubrałam się w mundurek i zaczęłam rozczesywać moje długie białe włosy, w które wplotłam czarne wstążki. Po tym śnie przypomniał mi się brat, tęsknię za nim. Złapałam notatnik i pudełko z jedzeniem, poszłam do szkoły. Na dziedzińcu siedział Kastiel. Postanowiłam dotrzymać obietnicy unikania go. Między innymi z własnych powodów,  zbyt łatwo mi się z nim rozmawia, a boję się, że  powiem za dużo. Przeszłam koło niego obojętnie tak jak bym go nie znała. Był trochę zdezorientowany.  Pobiegłam do swojej klasy, czas zacząć poszukiwania.
    - Hej Lisa - pomachała mi na powitanie Irys stojąca przy drzwiach.
    - Cześć. – podbiegłam do niej – Mam do ciebie pytanie, znasz może chłopaka o imieniu Lysander?- powiedziałam prosto z mostu.
    - Tak, a co?
    - Tak sobie pytam, wiesz gdzie go znajdę? – No przecież nie powiem jej, że kiedyś się z nim przyjaźniłam.
    - Nie, zapytaj dziewczyny jego brata. Znajdziesz ją przy klatce schodowej. – podziękowałam i po jakiejś minucie  znalazłam ją, była bardzo ładna. Miała włosy identycznego koloru co moje. Ubrana była w krótką, marszczoną sukienkę, a na nogach miała piękne długie kozaki.
     - Cześć, jestem Lisa, czy ty jesteś może dziewczyną brata Lysandra?
     - Tak, nazywam się Rozalia. O co chodzi? – zapytała zdziwiona.
     - Szukam Lysa, wiesz może gdzie teraz jest?
     - Niestety nie, ale na pewno pomoże ci Kastiel . On i Lysander są przyjaciółmi,  powinien ci pomóc go znaleźć.- no pięknie, moje postanowienie omijania tego chłopaka legło w gruzach.
     - Trudno w takim razie później go zapytam. Dzięki za pomoc.
        Wróciłam do klasy równo z dzwonkiem. Nauczyciel spełnił swoją obietnicę robiąc mi przeróżne sprawdziany, pytał mnie całą lekcję. Najbardziej uśmiałam się, gdy zadał mi pytanie, a ja odpowiedziałam coś w tym stylu „To pan nie wie?” Klasa pękała ze śmiechu pod wpływem tego przedstawienia. I tak kolejne cztery lekcje minęły w podobnej atmosferze. Nareszcie  przerwa na posiłek. Wybiegłam na dziedziniec i wspięłam się na pobliską wiśnię, rozpakowałam pudełko pełne pyszności. Bułki melonowe, pycha. Zaczęłam się zajadać rozpływającymi się w ustach smakołykami. Właściwie powinnam pogadać z Kastielem. Westchnęłam ciężko. Nie zauważyłam, że przechyliłam pudełko i  jedna z bułek wypadła. Chciałam ją złapać, ale zbyt mocno się wychyliłam i z hukiem spadłam na jakiegoś chłopaka pod drzewem.
      - Boli. – Szybko się podniosłam do pozycji siedzącej. Moje jedzonko roztrzaskało się na czerwonych włosach chłopaka.
      - Czy mogłabyś ze mnie zejść! – Nie dobrze. Szybko wstałam, Kastiel był wściekły. No teraz na pewno mi nie powie nic o Lysandrze, prędzej mnie zabije.
       - Przepra… -  Chłopak podniósł głowę wyglądał tak komicznie, że nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Na włosach miał paćkę melonową, a twarz całą czerwoną i brudną od ziemi. Po chwili zrobił się jeszcze bardziej wściekły.
       - Ty!
       - Przepraszam, wynagrodzę ci to obiecuję tylko mnie nie zabijaj – błagałam. Już chciał się na mnie rzucić, gdy się potknął i wylądował tym razem na mnie. Z jego włosów zaczęło kapać nadzienie. Prosto na mnie.
        - Fuj! Złaź ze mnie, bo mnie też uwalisz. Jesteś ciężki !- starałam się wyrwać z pod chłopaka.
        - Pożałujesz tego.- wyszeptał. O czym on myśli? Złaś ze mnie. Myślałam, że tu zginę, a on tylko wstał i spojrzał się na mnie kpiącym wzrokiem. – Zobaczysz, że się doigrasz. Przez ciebie muszę teraz pozbyć się tego czegoś z włosów. - Przeczesał je palcami i szybkim ruchem wsadził rękę w moją fryzurę, tym samym pozostawiając mi je całe  lepiące się. Drań . – I ty też.
       - Dobra poddaję się. – uniosłam ręce do góry. – Wybacz, ale teraz ja musze się pozbyć tego. Idę do domu. – stwierdziłam.
       - OK. Mówiłem , że tego pożałujesz.- Złapał mnie za rękę. – Idę z tobą. - Ale się wkopałam.
       - Niech ci będzie. – Zdołowana zgodziłam się na to szaleństwo.
      Prowadziłam go krętymi ścieżkami omijając ludzi. Nie puszczał mojej ręki. W duchu modliłam się by nikt nas nie widział. Weszliśmy do mojej kuchni. Rozejrzał się uważnie.  Uśmiechnął się, albo mi się tylko zdawało.
       - Widzę, twoi rodzice skąpo ci zapewnili pobyt tutaj.- niech się uciszy.
       - Zamknij się.- Nie patrzyłam na niego.- nie rozmawiajmy na ten temat.
       - Nie mów, że… - Jego twarz złagodniała.
       - Zamknij się! Nie zrozumiesz. Czego chciałeś ode mnie?- warknęłam.
       - Ok. Spokojnie . – Zaniepokojony starał się opanować sytuację.
       - Przepraszam. Nie chcę o tym gadać. Sorki też za bułkę, jak chcesz możesz umyć włosy, zanim ci tak zaschną.- Chłopak wszedł do łazienki.  Po paru minutach pojawił się z mokrymi włosami. – Teraz moja kolej, nie warz się tam wejść, ani grzebać mi w szafkach. – poszłam myć włosy.
         Upewniłam się, że dobrze zamknęłam drzwi i szybko zabrałam się za moją fryzurę. Gotowa, czyli  ubrana, uczesana itp. Weszłam do mojego pokoju.  Siedział na łóżku najwidoczniej z siebie zadowolony.
       - Czego ode mnie chcesz?
       - Byś się poczuła tak jak ja, gdy za mną łaziłaś. Spędzę z tobą cały dzisiejszy dzień.
       - Coś ty powiedział?
       - Nie udawaj  głuchej. Wiem, że dobrze zrozumiałaś.
       - Ale …

       - Bez, żadnych ale. Nie wywiniesz mi się no chyba, że chcesz to załatwić inaczej.- uśmiechnął się podejrzanie. Przybliżył się do mnie. Jest za blisko. Nie wytrzymam. Czemu  on tak na mnie działa, normalnie zaraz mu przywalę.
        - Wiesz , ja… dzisiaj mam co innego do roboty,… miałam na dzisiaj plany. A tak a pro po  będzie ci się chciało? No wiesz… - No coraz dziwniej się czuję. Jego twarz była coraz bliżej. Nachylił się i wyszeptał.
        - Powiedziałem ,że masz wybór. Możesz przecież… - odepchnęłam chłopaka od siebie.
        - Jeśli myślisz,  że spadłam na ciebie umyślnie. To jesteś w błędzie, mam zamiar jeszcze trochę pożyć.   A do tego już i tak straciłam moje jedzenie.- Wyglądał na zdezorientowanego.- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Masz mnie za puszczającą się lalusię z pierwszym lepszym kolesiem na jakiego wpadnie? Nie mam zamiaru cię słuchać. Nie opuszczę pracy bo tak ci się podoba. Może tobie nic nie brakuje. Ale ja nie mogę sobie ot tak pozwolić na …-zasłoniłam sobie usta poskramiając mój nie poskromiony język. Kastiel stał, najwidoczniej trawiąc moje gadanie. Zamorduję go, znowu zaczęłam nawijać. Tak mnie wnerwia, że za każdym razem mówię przy nim za dużo.
        - Praca? Świetnie to ty będziesz pracować, a ja z chęcią się po przyglądam.
        - Zapomnij, w życiu cię tam nie zaprowadzę.   Nawet jak byś mnie siłą zaciągnął.- Kastiel wyciągną coś zza pleców.
        - Ej!  To moje. Oddawaj! – Jak śmiał zabrać moją pozytywkę.
        - Nie, zabiorę sobie tą szkatułkę, jest nawet ładna. Jeśli  się sprzeciwisz to ona do ciebie nie wróci.
        - To nie sprawiedliwe!
        - Wiem. – Uśmiechną się łobuzersko. I co ja mam teraz zrobić?
        -  Ale moja praca jest nudna, nie ciekawa.
        - Tym bardziej.- Spierał się. Trudno moja pozytywka jest ważniejsza.
        - Niech będzie, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz gdzie pracuję.
        - Dobra, spróbuję.
          Wyszliśmy z domu około czternastej trzydzieści.  Zostało nam jeszcze półtorej  godziny. Poszliśmy na lody, Kastiel okazał się bardzo miły. Przyjemnie było patrzeć jak się uśmiecha. Śmieliśmy się, rozmawialiśmy o muzyce. Czas mijał nie miłosiernie. Zanim się obejrzałam trzeba było ruszać do pracy. Co ja sobie myślałam? Teraz zostanę pośmiewiskiem. Parę razy starałam się wymigać. Bez skutecznie .
          - Słuchaj, podobno znasz chłopaka o imieniu Lysander. Czy wiesz może gdzie go znajdę?
          - Dwa dni temu wyjechał, w jakiejś sprawie. Ma wrócić za dwa, trzy może cztery tygodnie. A co?
          -  Kiedyś się znaliśmy, myślałam że się … spotkamy. Zamknij oczy.- Zasłoniłam mu twarz rękami. Przeszliśmy dwie uliczki i jesteśmy na miejscu. Powoli go wprowadziłam od tyłu. – To tu. – Pozwoliłam mu spojrzeć.
         - Hm… nie wygląda ciekawie. To jest w ogóle sklep.
         - To akurat jest zaplecze. Oprowadzę cię, a potem masz się wynosić i oddać moją pozytywkę. Jasne?
         - Zobaczymy.
         - Chodź, tu jest kuchnia, a to sala. – Chłopakowi oczy wyszły na wierzch podobnie jak mi  za pierwszym razem. Potem parsknął śmiechem.
         - Zamknij się. Cicho. Gdzie ty idziesz?- Usiadł przy moim stole. Nie! To za dużo.
         - Lisa, idź się przebrać .- Koło mnie zmaterializowała się szefowa. Złapała mnie i zaciągnęła do szatni.
         Z ociąganiem założyłam krępujący strój. Jak tak dalej pójdzie, to chyba poszukam innej pracy. Może… Nie mam pomysłów. Ręce mi opadają, na samą myśl o gotowaniu. Zaburczało mi w brzuchu, oprócz lodów nic dzisiaj nie jadłam. Zrezygnowana „przyczepiłam” sobie sztuczny uśmiech do twarzy i opuściłam szatnię. Po chwili zajmowałam się klientami i siedzącym przy jednym ze stolików Kastielem.  Starałam się opanować, gdy on padał ze śmiechu. Miałam ochotę go zamordować. Minęła niecała godzina. Chłopak o dziwo jeszcze  nie ruszył się z miejsca. Sprawiał wrażenie śpiącego. Do kafejki wszedł średniego wzrostu mężczyzna. Brązowe włosy były spięte w kucyk. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Pobiegłam go obsłużyć.
          - Witamy. Czy zechciałby Pan coś zamówić?- Hm… trochę mi nie wyszło.
          - Niech pomyślę… może jakieś ciasto, a potem ciebie… – Nachylił się. –u mnie. – Złapał  moja rękę i do siebie przyciągną. Wyraźnie czuć było alkohol.
         - Puszczaj!- warknęłam i spróbowałam się wyrwać. –Nie mam zamiaru nigdzie z tobą iść. A jedyne co mogę ci zaproponować to opuszczenie tego lokalu.
         - Wiem kim jesteś i nie długo pożałujesz tego co zrobiłaś.
         - Tak na pewno, a teraz wynocha!- Mężczyzna wyszedł. Odwróciłam się i  zauważyłam patrzącego się w moją stronę Kastiela, zorientowałam się, że nie tylko jego uwagę zwróciłam. Sara i Mira od razu zaciągnęły mnie na zaplecze.
         - Co ty wyprawiasz? – Szefowa wyszła z kuchni z diabelskim wzrokiem. – Masz się dobrze zwracać do klientów i nie możesz od tak sobie ich wyrzucać! Daję ci ostatnią szansę. Idź do domu,a jutro zobaczymy co z Tobą zrobić.
         - Ale…
        - Nie obchodzi mnie kto to był. Przebierz się i wracaj do siebie. – Po czym kobieta wróciła do kuchni.
          Zrobiłam tak jak kazała. Co to był za facet? I dlaczego mnie wywalili przez pijaka. Poszłam do domu, w połowie drogi przypomniałam sobie, że czegoś zapomniałam tylko czego? Zajrzałam do torby wszystko było na miejscu. Spojrzałam na idącą parę i olśniło mnie, że nie powiedziałam temu upartemu durniowi , że kończę wcześniej. Trudno. Byłam już prawie na miejscu, weszłam do mieszkania i nie mogłam uwierzyć.  
      Wszystko było porozrzucane, ubrania podarte, talerze w kuchni potłuczone. Pobiegłam do komody, a raczej tego co z niej zostało. Dopiero co się rozpakowałam. Zaczęłam szukać pieniędzy i rzeczy, które przetrwały włamanie. Nic nie zostało, jedynie to co miałam przy sobie. Na podłodze leżała fotografia z dzieciństwa. Podniosłam ją. Przedstawiała mnie na kolanach taty,  to były czasy. Chciałabym , żeby wróciły.  Mam po nim kolor włosów, wszyscy zawsze mówili, że jestem do niego bardzo podobna. Zaczęłam sprzątać, ratowałam wszystko co się dało. Nie wiele. I do tego nie będę miała  czym zapłacić czynsz oraz wynagrodzić straty. Kto to zrobił? Do pokoju wparował Kastiel  zły jak diabli. Jednak od razu mina mu zrzedła.
        - Co tu się stało? Nic ci nie jest?
       - Miałam włamanie. - nie pokazałam złości i smutku, który teraz starał się wyrwać na światło dzienne. Czy tak ma wyglądać moje życie? Co chwilę się rozpadać?- Zabrali mi pieniądze i wszystko zniszczyli.
       - Zadzwoń do rodziców, albo na policję.
       - Nie, żadnej policji, a do rodziny nie zadzwonię. Jakoś sobie poradzę. –Złapałam chłopaka za rękę i wyrzuciłam za drzwi. Gdy usłyszałam, że poszedł zaczęły mi lecieć łzy.         

1 komentarz: