Odcinek 9
Przebrałyśmy się w stroje na w-f i pełne entuzjazmu
wkroczyłyśmy na boisko gdzie czekali na nas chłopcy z drugich klas, na czele których
dumnie stali Kastiel i Lysander. Jak do tego doszło? Już tłumaczę, a więc razem
z Sarą poszłyśmy do szkoły, jak się okazało chodziła do równoległej klasy,
przed budynkiem rozdzieliłyśmy się i każda z nas poszła do swojej klasy. Na
przerwie obiadowej, zajęłam już wcześniej upatrzone miejsce na ogromnej wiśni,
otworzyłam ręcznie robione obento i stwierdziłam, że kocham tą dziewczynę. Rano
tylko zapytała się czy lubię susi, a następnie zrobiła sobie i mi cudowne
tradycyjne obento, aż dziw bierze że ona jest polką. Tym razem byłam
ostrożniejsza pamiętając, poprzednią utratę posiłku. Gdy właśnie delektowałam
się, moim jedzonkiem, poczułam nieprzyjemny zapach dymu papierosowego, że
akurat tutaj ktoś musiał przyjść. Zamknęłam szczelnie pudełko z resztkami, a
następnie zeskoczyłam z gałęzi znajdującej się mniej więcej na wysokości
drugiego piętra, robiąc salto w powietrzu. Stojąc na ziemi spojrzałam na typa
palącego pod moja kochaną wiśnią, widząc opartego Kastiela, podbiegłam i
wyrwałam mu fajkę z ust, po czym ją zdeptałam.
- Co ty do cholery wyprawiasz?! – wydarł się na mnie.
- Znowu psujesz mi posiłek, wiesz jak to śmierdzi pokazałam
na leżącego na ziemi papierosa.- Zniszczyłeś mi apetyt. Odwróciłam się, chcąc
wrócić do budynku.
- Poczekaj. O co się pokłóciłaś z Lysem, nigdy nie widziałem
go tak wściekłego, jak po twoim wyjściu.
- O, to nic ci nie powiedział?
- No, ale kłócić się o jakąś głupią pozytywkę?
- Tak ci powiedział? Głupią pozytywkę? Ta głupia pozytywka
to jedyna rzecz jaka mi po niej została, gdyby tobie chciano zniszczyć bardzo
ważną dla ciebie rzecz też byś stwierdził, że to głupie? Gdyby twój najlepszy
przyjaciel z dzieciństwa o tobie zapomniał, a doskonale pamiętałby wszystko
inne, też byś twierdził, że nic się nie stało?! – odwróciłam się na pięcie i
ruszyłam w stronę hali, na której teraz powinnyśmy mieć w- f. Jak się okazało
nie było naszego wuefisty, więc postanowili złączyć klasy i rozegrać mecz koszykówki,
po którym obiecano, że jak wygramy postawią nam piątki, od razu wszyscy się
zgodzili.
Więc tak oto dotarliśmy do tego obecnego momentu, teraz trzeba dobrze rozegrać ten mecz. Spojrzałam na Lysandra i przypomniałam sobie moje małe zwycięstwa podczas każdego meczu przeciw Lysowi i Leo. Razem z bratem byliśmy niepokonani podczas koszykówki. Zajęliśmy stanowiska.
Więc tak oto dotarliśmy do tego obecnego momentu, teraz trzeba dobrze rozegrać ten mecz. Spojrzałam na Lysandra i przypomniałam sobie moje małe zwycięstwa podczas każdego meczu przeciw Lysowi i Leo. Razem z bratem byliśmy niepokonani podczas koszykówki. Zajęliśmy stanowiska.
Wszyscy czekali na gwizdek, i oto
zabrzmiał dźwięk ogłaszający rozpoczęcie gry, nie powstrzymywałam się, po
prostu grałam jak kiedyś. Zręcznie odebrałam piłkę jakiemuś wysokiemu brunetowi
i omijając każdego napastnika ruszyłam do kosza. Drogę zagrodził mi Kastiel,
nie czekając aż zabierze mi piłkę, wybiłam się nogami i rzuciłam zdobywając
pierwszego kosza. Zdziwieni chłopcy zaczęli się z nami liczyć, zaczęli mnie
kryć Lys i Kas. Chyba myśleli, że w ten sposób coś zdziałają. Nic bardziej
mylnego, żadnemu chłopakowi nie dałam trzymać piłki dłużej niż trzy sekundy. Zanim
się obejrzeli miałyśmy już drugiego kosza, zaczęłam odczuwać lekki ból serca,
który zignorowałam, nie dam się pokonać. Mimo że byłyśmy mniejsze i słabsze bez
problemu dawałyśmy im radę. No chyba, że piłka wpadła w łapy Kasa lub Lysa, ci
rządzili na boisku.
Już miałam strzelić trzeciego kosza, gdy niepostrzeżenie piłka znikła mi sprzed nosa zabrana przez białowłosego. Od razu trafił do celu, nie powiem naprawdę się poprawił. Ból wcześniej łagodny nasilił się pozbawiając mnie tchu, zaczęłam zwalniać pozwalając odebrać sobie piłkę. Zeszłam z boiska, ciężko dysząc usiadłam na ławce, kręciło mi się w głowie i obraz powoli zaczął się zamazywać, ostatnie co widziałam to podbiegających chłopaków z nauczycielem. Zamykając oczy pozwoliłam, opaść bezwładnie mojemu ciału na ławkę.
Już miałam strzelić trzeciego kosza, gdy niepostrzeżenie piłka znikła mi sprzed nosa zabrana przez białowłosego. Od razu trafił do celu, nie powiem naprawdę się poprawił. Ból wcześniej łagodny nasilił się pozbawiając mnie tchu, zaczęłam zwalniać pozwalając odebrać sobie piłkę. Zeszłam z boiska, ciężko dysząc usiadłam na ławce, kręciło mi się w głowie i obraz powoli zaczął się zamazywać, ostatnie co widziałam to podbiegających chłopaków z nauczycielem. Zamykając oczy pozwoliłam, opaść bezwładnie mojemu ciału na ławkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz