Odcinek 10
Obudziłam się w białym łóżku oddzielonym od reszty pokoju
zasłoną do ziemi. Wstałam ostrożnie, sekundę później zza zasłony wyjrzała średniego
wzrostu kobieta w białym fartuchu.
- Dzień dobry Liso, widzą że się obudziłaś - uśmiechnęła się
promiennie.
- Dzień… dobry – odpowiedziałam powoli –Gdzie jestem?
- Och, a tak jesteś w moim gabinecie, twoi przyjaciele cię
tu przynieśli. Właściwie to się nie przedstawiłam, jestem Evangelina Braus tutejsza,
szkolna pielęgniarka. Miło cię poznać, a teraz do rzeczy, czy zdarzały ci się kiedyś
wcześniej omdlenia?
- Nie, to widocznie z przemęczenia – skłamałam. Przed ucieczką
podczas większego wysiłku zdarzało mi się zemdleć - nic mi nie jest, wrócę
teraz do domu i odpocznę, dobrze?
- Właśnie miałam ci to zaproponować, zadzwonię tylko po
twoich rodziców i już jesteś wolna.
- Nie, lepiej nie, ich dzisiaj nie ma, a ja nocuję u koleżanki,
więc nie ma po co dzwonić, ona mnie odprowadzi.
- Niech ci będzie.
Szybkim krokiem opuściłam pomieszczenie, z
każdym kłamstwem czułam się coraz bardziej fałszywa. Zaczęłam iść pustym korytarzem
bez celu. Wyciągnęłam komórkę, miałam jedną nieodebraną wiadomość, którą szybko
przeczytałam. Sara pisała, że nie jest w stanie ze mną wrócić, bo musi załatwić
coś ważnego. Westchnęłam głośno, nie chcę wracać do pustego domu dziewczyny.
Muszę się uspokoić, wyżyć na czymś. Stałam obok sali od muzyki, przez głowę
przeleciała mi myśl. Weszłam do pomieszczenia, szerokim łukiem ominęłam stojący
fortepian i skierowałam się do małego schowka, rozejrzałam się czy nikogo nie
ma i nacisnęłam na klamkę. O dziwo drzwi się otworzyły prowadząc do małego pokoju
zapełnionego po brzegi futerałami przeróżnych instrumentów.
Otworzyłam
jeden wyciągając piękne, stare hebanowe skrzypce. Zaparło mi dech w piersiach na
ich widok, mimo braku struny G, a tak że wszystkich maszynek, prezentowały się okazale.
Przejrzałam pozostałe futerały w poszukiwaniu struny i nadającego się smyczka, następnie
zaczęłam zakładać strunę i stroić skrzypce przy fortepianie, którego, nie
powiem, szczerze lubiłam słuchać ale nienawidziłam na nim grać.
/( http://www.youtube.com/watch?v=GH-DbRhp4BQ) Proszę włączyć podczas czytania./
Przyłożyłam smyczek do strun i zaczęłam grać melodię wkładając w nią całe moje uczucia i serce. Smutek, rozpacz i nadzieję. Melodię przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Targana emocjami tonęłam w muzyce. Szukając szczęścia, zagubionego przed laty. Grałam jakby od tego zależało moje życie, rozkoszując się melodią mojej duszy, odcinając się od świata, pozbywając się jakichkolwiek zmartwień i problemów teraz czas zapomnieć o przeszłości i bólu otwierając się na nowy świat.
Z rozmachem zakończyłam
utwór, odłożyłam skrzypce ostrożnie skrzypce do futerału uśmiechając się z
całego serca. Teraz pełna pozytywnej energii czułam radość, jakiej dawno nie odczuwałam.
Zasunęłam futerał odwróciłam się w stronę drzwi i zamarłam. W progu stało jakiś
dziesięć osób z komórkami z rękach i otworzonymi ustami. Ci idioci musieli
nagrać moją grę, mój cudowny humor prysł. Schowałam skrzypce do środka
obiecując sobie tu częściej przychodzić. Gdy tylko wyszłam ze schowka obtoczyli
mnie licealiści i licealistki, obsypując mnie falą pytań, wyłapałam tylko kilka
z tego całego hałasu. Nie zamierzałam odpowiadać na te na pytania typu; jak się
nazywam? Gdzie się nauczyłam grać? Czy zagram coś jeszcze? Co to za piosenka, a
jakiś chłopak zapytał czy zechcę zostać jego dziewczyną. Czułam się zażenowana,
przepychając się przez tłumek dotarłam do drzwi, w których stali Kastiel i
Lysander, zawzięcie coś dyskutując, gdy koło nich przeszłam zamilkli na chwilę
wpatrując się we mnie.
Myślałam, że
tłumek zrozumie, co mam na myśli. Lecz oni nie mogli dać mi spokoju! Nieproszeni
słuchacze ciągnęli się za mną wypytując lub głośno komentując. Już miałam tego serdecznie
dość! Do tego usłyszałam głośny śmiech za plecami spojrzałam się przez ramię. Kastiel
ledwo trzymał się na nogach, pewnie jakby mógł tarzałby się po podłodze, zignorowałam
chłopaka brnąc coraz bliżej wyjścia przez tłum nachalnych uczniów. Przede mną pojawił
się rozbawiony Nathaniel.
- Cześć Lisa, to ty spowodowałaś to zamieszanie?
- Jak widać – stał się cud i wszyscy umilkli patrząc to na
mnie to na blondyna. Chłopak podał mi rękę proponując, że mnie odprowadzi. Wyciągnęłam
w jego stronę dłoń, następnie poczułam szarpnięcie. Zrobiłam krok w tył o mało
nie lądując na tyłku. Przede mną pojawił się Kastiel.
- Nie waż się jej tknąć choćby palcem – wysyczał czerwono
włosy. Zdezorientowana patrzyłam na szerokie plecy Kastiela.
- Nie zachowuj się jak dziecko – skarcił go blondyn z
uśmiechem. Jakby teraz pomyśleć zawsze, gdy widziałam Nathaniela miał na twarzy
uśmiech, nieważne że jego oczy wyrażały przeróżne emocje on zawsze stał
uśmiechnięty. Nath zrobił krok w moją stronę, następnie momentalnie odskoczył,
przed ciosem Kastiela. Szykowała się bójka. Jak dzieci, pomyślałam. Rozejrzałam
się, wszyscy patrzyli na spór chłopców, jedynie Lysander patrzył się na mnie,
ze wzrokiem przeszywającym duszę. Westchnęłam głośno i po prostu ominęłam trzymających
się za koszulę i skaczących sobie do gardeł chłopaków. Którzy zaprzestali wojny
patrząc tępo, jak odchodzę.
/http://www.youtube.com/watch?v=dl30WDn_P2o Proszę włączyć podczas czytania/
Przed powrotem zajrzałam jeszcze raz do telefonu, było już dość późno. Szybkim krokiem skierowałam się do domu Sary. Szłam chodnikiem, gdy ból który odczuwałam podczas meczu znów się pojawił, z każdym krokiem się nasilał zabierając mi powietrze. Ledwo dotarłam do pustego mieszkania, zamknęłam się w łazience i zwinęłam się z ogromnego bólu, głośno płacząc czułam darcie serca, moje plecy przeszywały dreszcze i ból jakby przyłożono do nich rozgrzany metal wypalając skórę. Z ust zaczęła mi lecieć szkarłatna ciecz, powoli zmieniając swój kolor na czarny, czułam jak w całym ciele zachodzą drobne zmiany, jak powoli staję się potworem. Wiedziałam co to oznacza.
Zaczęło się.