Witajcie w moich skromnych progach. Proszę rozgośćcie się, usiądźcie wygodnie, a ja w tym czasie postaram się umilić wam czas moim skromnym opowiadaniem. Zapraszam na spotkanie Skarlet Rozy.
Po doprowadzeniu swojej osoby do w miarę znośnego stanu
postanowiłam od razu opuścić teren szkoły. Niczym w transie szłam przed siebie,
przed oczami przewijały się obrazy, a w ustach czułam metaliczny smak krwi,
który o dziwo był niczym ambrozja. Nie mam pojęcia ile czasu szłam bez
opamiętania, ale zanim się obejrzałam stałam pośrodku niewielkiej polany
otoczonej z każdej strony drzewami. Położyłam się na trawie pełnej kolorowych
kwiatów i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Chciałabym się pozbyć tych wszystkich
problemów, marzyłam by zniknąć rozwiać się niczym chmura na niebie. Zamknęłam
oczy tą jedną myślą.
Po otworzeniu na powrót oczu, ze zdziwieniem stwierdziłam, że stoję.
Rozejrzałam się i napotkałam wzrokiem
znajome lustro. Tak jak poprzednim razem przejechała dłonią po tafli szkła,
która pod moim dotykiem zaczęła pękać, by następnie zamienić się w drobny mak
delikatnie połyskujący w świetle różnokolorowego nieba. Teraz stałam twarzą w
twarz z dziewczyną wyglądają tak jak ja. Gdyby nie ciemnobrązowe podchodzące
pod czerwień włosy, stwierdziłabym, że to moje odbicie. Ciemnowłosa zrobiła
krok w przód i wyszła z lustra. Ubrana w czarną suknię z czerwonymi różami,
była całkowitym moim przeciwieństwem. Z każdym kolejnym krokiem pobrzękiwały łańcuchy
umieszczone na jej wszystkich kończynach. Mierzyła mnie wściekłym wzrokiem.
- Dlaczego ty zawsze musisz wszystko psuć?! – wykrzyczała mi
prosto w twarz.– Było tak blisko byśmy
znów mogły były jednością. – Jej głos stał się płaczliwy, a oczy zrobiły się
wilgotne.
- Nie pozwolę byś zabiła jeszcze kogoś, tamte pięćdziesiąt
dwie osoby… To nie powinno się nigdy stać. Do dziś pamiętam sale zasłaną
ciałami zmarłych i krwią. To się nigdy nie może powtórzyć. – Mój głos mimo woli
drżał.
- Ja zabiłam? Nie… To my ich zabiłyśmy, nie pamiętasz? –
Zapytała obchodząc mnie dookoła szeleszcząc łańcuchami. – Mała dziewczynka
trzymająca własną matkę w ramionach, patrząca jak się wykrwawia na jej rękach. Chęć
zemsty, mordu. Czy to nie brzmi znajomo? Chciałaś tego, tak samo jak ja, nie
możesz zaprzeczyć bo jesteś mną, a ja tobą. Zapomniałaś? Nigdy się ode mnie nie
uwolnisz. Ten dzień nadchodzi, a ty nic nie możesz zrobić. Wiesz o czym mówię
prawda?
Otworzyłam usta by odpowiedzieć jej, ale z mojego gardła nie
wydobył się żaden dźwięk. Obraz zaczął powoli znikać. Poczułam lekkie
potrząsanie i niewyraźny głos. Miałam wrażenie, że mam deja vu.
Uchyliłam powieki, które nawet nie wiem kiedy
zamknęłam. Nade mną klęczał wysoki blondyn o magicznych brązowych oczach z
odrobiną pomarańczy.
- Hej nic ci nie jest? – po chwili załapałam, że chłopak
mówi coś do mnie. Podniosłam się lekko oszołomiona z ziemi.
- Nie nic mi nie jest dziękuję za troskę.
- Na pewno? – Zapytał podejrzliwie. – Widzisz rzadko kiedy
spotyka się śpiącą dziewczynę na środku polany w lesie i nic jej nie jest.– zaśmiałam się na te słowa.
- Racja powinnam być
ostrożniejsza, ale naprawdę wszystko w porządku. – Chłopak spojrzał na mnie
krytycznym wzrokiem.
- Tak się cieszę, myślałem, że ten diabeł ci coś zrobił.
- Diabeł? – powtórzyłam, na co chłopak zaczął się śmiać.
-Właśnie byłem na spacerze z psem mojego przyjaciela i jakoś
tak wyszło że ten cwaniak mi zwiał. Tak trafiłem na ciebie.- Z jego twarzy nie
schodził uśmiech.
- Acha- odparłam mało inteligentnie, za dużo tych wrażeń mam
jak na tak krótki czas.
- A tak apropo masz
mocny sen, nie mogłem cię obudzić.
- Zmęczenie daje się we znaki, no cóż chyba będę się
zbierać. - Otrzepałam się z ziemi i już chciałam wracać do dom Sary, gdy
uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jestem. Na szczęście usłyszałam przyjemny
głos chłopaka.
- Poczekaj! – stanęłam i z powrotem na niego spojrzałam
dziękując w duchu za to, że mnie znalazł. – Nazywam się Fin Villers, czy
zechcesz się zemną przejść na s
pacer?
- Z chęcią- odparłam – Jestem Lisa Angels, mam nadzieje na
miłe towarzystwo. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie i podeszłam do Fina.
- Ach, wiec to ty! Dziś
mamy grać ten konkurs, zespół kontra utalentowana skrzypaczka.
- Całkiem o tym zapomniałam. – Odpowiedziałamjednocześnie zakrywając dłonią twarz z
zażenowania.
- Spokojnie mamy jeszcze sporo czasu, więc możemyspokojnie się przejść na spacer z psem.
- Psem? A gdzie ty tu widzisz psa? – Fin rozejrzał się
nerwowo i zagwizdał.
- Demon! No rzesz choć tu ty diable wcielony!
- Dziwny sposób na wołanie pupila. – Stwierdziłam
- Tylko na to reaguje ten „pupil”. – ostatnie słowo mocno
zaakcentował, gdy z lasu wszedł wielki owczarek francuski, który niczym czarny
demon, rzucił się biegiem w naszą stronę. Stałam spokojnie patrząc jak leci z
zębami w moim kierunku, z chęcią rzucenia mi się do gardła. Taki już mój urok,
że nienawidzą mnie wszystkie zwierzęta, no dobra nie wszystkie ale większość.
Owczarek już był zaledwie parę metrów ode mnie, gdy spojrzałam mu z wyższością
prosto w oczy. Pies momentalnie się zatrzymał kuląc się i podkulając ogon. Fin
stał niczym słup soli nie wierząc własnym oczom.
Postanowiłam wrócić do Skarlet po sporej przerwie, biorę się w garść i by się zmotywować zaczęłam od zmiany wizerunku bloga. Teraz już tylko muszę sprowadzić moją wenę (która między innymi nie chce mi się pokazywać od wyjazdu do Niemiec, czyżbym zgubiła ją na stadionie Borussii? A może została w kolonii zauroczona pierwszą wodą toaletową? Mam nadzieje, że biedaczka nie spadła z latającej rzeźby :/ ). Dam radę i tego będę się trzymać, tylko nie ręczę za to co mi wyjdzie, bo puki co to nie jestem zadowolona z tego co mam istny koszmar.
Odcinek 11 cz. 2(mogą zostać wprowadzone drobne zmiany)
Każdy jego
pocałunek powodował dreszcz, tylko że nie podniecenia, lecz strachu. Nie wiem
dlaczego ale moje ciało broniło się przed jego dotykiem. Czułam nieprzyjemne
pieczenie w miejscach gdzie mnie dotykał. Położyłam dłoń na torsie chłopaka,
który ruszył w stronę moich ust. Zanim to zrobił, szybkim ruchem odepchnęłam go
od siebie następnie poderwałam się z
kanapy.
- Co robisz?
– zapytałam oschłym tonem.
- No nie
mów, że nie wiesz. – Nathaniel również wstał, po czym zrobił krok w moją stronę.
- Nie
zbliżaj się do mnie.
- Oj nie
przesadzaj, wiem że tego chcesz. - Cofając się przed złotookim natrafiłam
plecami na drzwi. Nacisnęłam na klamkę i nic, ani drgnęły. Na język cisnęła mi
się duża liczba przekleństw. Blondyn widząc, że chce uciec, niezadowolony
pokręcił głową ciągle się zbliżając. – Już mnie opuszczasz? Liczyłem, ze się
pobawimy. – dzielił nas już tylko krok, a na jego twarzy widniał obleśny
uśmiech.
- Oddaj mi
klucz i idź się bawić z kim innym.
- Nie tak
prędko, kotku. – Przyszpilił mnie do ściany, kładąc ręce po obu stronach mojej
głowy. Nachylił się, głęboko patrząc mi w oczy i wyszeptał. – Lubię takie
niedostępne.- po czym zaczął pieścić językiem moje ucho.
Nie mogłam
się ruszyć, niczym sparaliżowana. Czułam ostre pieczenie na skórze. Blondyn
oderwał się od mojego ucha, spojrzał się na mnie i obleśnie się oblizał. Jego
oczy dosłownie płonęły złotym ogniem. Cholera! To feniks! Jego ręce buszowały
po moim ciele powoli schodząc w dół. Chłopak wbił się w moje usta. Brutalnie
się przedzierał językiem przez moje wargi, rozchyliłam lekko zęby i z całej
siły ugryzłam go. Nathaniel odskoczył ode mnie.
- Co robisz
suko?! – po czym zamachnął się i mocno uderzył mnie w twarz. Od siły jego ciosu
poleciałam na podłogę. Poczułam metaliczny smak krwi w ustach.
Chłopak
krzyczał jak opętany, ale jego głos zaczął ustępować innemu bardziej
zmysłowemu, kuszącemu, rozbrzmiewającemu w mojej głowie.
- Już czas,
pozwól mi wyjść, - Nie! Przestań! - sama nie dasz rady, to feniks! – głos był
nie ugięty, czułam jak przejmuję nade mną kontrolę. Moja świadomość zaczęła być
wypierana z umysłu. Poddałam się. Moje ciało zaczęło się samo ruszać.
Dziewczyna
podniosła się z podłogi jej oczy zasłaniały białe pasma opadających włosów. Jej
usta wykrzywiły się w szaleńczym uśmiechu. W pomieszczeniu rozbrzmiał śmiech,
dziewczyna oblizała swoje usta, zlizując kroplę krwi z rozciętej wargi.
Zgrabnym ruchem zdjęła uciążliwe soczewki, ukazując swoje krwistoczerwone oczy.
Popatrzyła obłąkanym wzrokiem na zdezorientowanego chłopaka.
- Muszę ci podziękować.
Dzięki tobie udało mi się uwolnić. Czekałam na to tyle lat i udało się.
Wygrałam – z każdym słowem uśmiechała się coraz bardziej. Długie włosy zaczęły
falować i podnosić się do góry. Oczy zaczęły delikatnie świecić. – Twoja krew
też nie jest zła feniksie, z chęcią jej skosztuję jeszcze trochę. –Chłopak ocknął się ze zdziwienia, stając w
pozycji bojowej. W jego ręce pojawiła się kula złotego ognia.
-Kim jesteś?! – krzyknął. Dziewczyna lekko
unosiła, się w powietrzu niczym dych. Piękna, ale straszna i niebezpieczna.
Jeden podmuch owego wiatru, a złota kula ognia blondyna zamieniła się w
kryształ, który natychmiast rozbił się w drobny mak. Blondyn wpatrywał się w go
niedowierzając, że coś jest w stanie zamienić jego święty płomień w pył. Poczuł
chłodny podmuch powietrza na swojej szyi.
- Jestem
twoim największym koszmarem – wyszeptała mu do ucha krwisto oka. Po jego
plecach przeszedł dreszcz przerażenia. Natychmiast się odwrócił, akurat by
spojrzeć jak fala powietrza leci w jego stronę przyszywając go do ściany. Nie
był w stanie się ruszyć, gdy spróbował
użyć swoich zdolności, przytrzymująca go siła wbiła go jeszcze bardziej w
ścianie. Dziewczyna w powietrzu zrobiła parę kroków i znalazła się tuż przed
nim. – Nie ty jeden coś potrafisz. Jako Hybryda powinieneś znać zasady i się do
nich pod stosować. A teraz kara. – białowłosa przejechała paznokciem po ręce
chłopaka, przecinając skórę. Szkarłatna stróżka kwi zaczęła spływać z rany. –
Tylko trochę skosztuję – wyszeptała pożądliwie po czym zlizała krew i przyssała
się do rany. Wcale nie była delikatna, wręcz przeciwnie, wbijała swoje pazury w
rękę blondyna, który czuł się jakby dostał narkotyk. Krwisto oka oderwała się
od niego. – Nie… nie, nie! Jeszcze nie! Jeszcze trochę! Nie pozwolę ci! –
krzyczała, trzymając się za głowę. Wyglądała jakby zwijała się z bólu.
Nie mogę
znowu na to pozwolić! Nie dopuszczę by to się powtórzyło! Muszę walczyć póki
ona jest jeszcze słaba. - Zaczęłam odzyskiwać władzę nad własnym ciąłem, co
było strasznie trudne i bolesne. Powoli się podniosłam. Nathaniel leżał
nieprzytomny na podłodze, a w pokoju wyglądało jakby przeszedł huragan. Widziałam
tylko strzępki obrazów tego zdarzenia i nie miałam zielonego pojęcia co dalej
robić. Z jednej strony chciałam uciekać najdalej stąd, a drugiej nie miałam
serca zostawić nieprzytomnego chłopaka. Z kieszeni bluzy wyciągnęłam mój
telefon, sprawdzając godzinę. Pozostało mi dziesięć minut do dzwonka. Zgasiłam
ekran telefonu, w którym teraz odbijały się moje czerwone tęczówki. Przerażona
brakiem soczewek, rozpaczliwie zaczęłam ich szukać. Jedna leżała przy drzwiach,
a druga koło głowy blondyna. Całkiem o nim zapomniałam. Wyglądał tak niewinnie.
Nie mogłam go tak zostawić, spróbowałam go podnieść, co udało mi się dopiero za
trzecim razem. Miałam ogromne szczęście, że gabinet pielęgniarki był blisko bo
cała energia jaką czułam po odzyskaniu kontroli prysła niczym bańka mydlana. Zostawiłam Nathaniela pod drzwiami i
zapukałam. Nie czekałam, aż ktoś otworzy, uciekłam do toalety. Przemyłam
soczewki i je założyłam.
Od jakiegoś czasu planowałam, zaczęcie równoległego projektu z przyjaciółmi. I tak dzisiaj przedstawiam wam blog, który będzie poświęcony także opowiadaniom:
Dawno mnie nie było, na usprawiedliwienie mam jedynie brak czasu i zastój weny. Ostatnio jedyne co mogę robić to rysować, a przez tą paskudną chorobę cały czas mi się chce spać. Co jak co, ale miesiąc chorowania to za dużo, szczególnie, że spędziłam w domu cale ferie. Rozdział idzie mi jak flaki z olejem i przez brak weny mam zaledwie dwie strony w Wordzie a mam pomysł na więcej.
Daję do posłuchania opening z Amnesii
Po godzinie niemiłosiernych męczarni i bólu nie do wytrzymania,
mój umysł się poddał. Nie jestem wstanie stwierdzić czy jeszcze żyję, czy
jednak umarłam. Jednak to, co mnie otaczało po utracie świadomości, nie
wyglądało choćby trochę na świat żywych.
Otóż stałam na czarnej powierzchni jeziora. Wokół mnie nie
było kompletnie nic, poza wiszącym w powietrzu lustrem o owalnej, srebrnej, pocienianej ramie w wymyślne wzory. To, co najbardziej mnie przerażało to nie
czarna jak smoła woda, czy brak czegokolwiek na horyzoncie.
Najstraszniejsze było niebo, a raczej to, co się w jego
miejscu znajdowało. Nad moją głową rozciągała się przestrzeń pełna czegoś na
kształt pustki wiem, że to dziwnie brzmi, ale inaczej nie jestem wstanie tego
opisać, ponieważ ona falowała zmieniając swoje odcienie z czerni przechodząc w
czerwień dochodząc do oślepiającej bieli, która przechodziła w czerń by znów
zatopić to miejsce w ciemności. O dziwo to „niebo” świeciło, nie inaczej,
emanowało blaskiem to czerni to czerwieni lub bieli. Pomiędzy tą zmianą barw
była pustka, której nie jestem wstanie opisać.
Teraz patrzyłam na stojące przede mną lustro, które
spokojnie pokazywało moje odbicie. Czy to ma być forma sądu ostatecznego? A
może to tylko sen i po dotknięciu go się obudzę? Nie myśląc długo przejechałam
ręką po tafli szkła, która pod moim dotykiem zafalowała. Cofnęłam się o krok. Z
wnętrza lustra zaczęły wylatywać czarne wstęgi wyglądające jak dym, za nimi
wyleciały motyle utkane ze światła, widok był niesamowity, wcześniej puste
miejsce zaczęło nabierać życia, oderwałam się od tego widoku spojrzałam w
lustro, które zamiast pokazywać moje odbicie, teraz pokazywało kompletnie inne
miejsce, a po środku wisiała zapięta w łańcuchy dziewczyna o długich ciemnych
włosach, była cała we krwi. Gdy podniosła lekko swoją głowę, przeżyłam nie mały
szok, ponieważ ona miała moją twarz. Coś do mnie mówiła, lecz nie byłam w
stanie nic usłyszeć.
Czułam jakby była częścią mnie, a zarazem kompletnie inną
osobą, głupie prawda? Chyba oszalałam, wkroczyłam w owe lustro chcąc wyciągnąć
tą część siebie z ciągłego bólu i niewoli. Po przekroczeniu jego powierzchni poczułam
ból, który mnie tu sprowadził, brnęłam dalej w otchłań, gdy byłam już o krok od
osiągnięcia celu, obraz zaczął znikać. Starałam się złapać dziewczynę, moja
ręka przeszła na wylot. Poczułam, że spadam.
Powita ciemnością zaczęłam słyszeć nawołujący mnie głos,
zajęło mi chwilę jego rozpoznanie. Po chwili dotarło do mnie, że mam zamknięte
oczy, czułam lekkie potrząsanie. Lekko uchyliłam powieki. Nade mną pochylała
się przestraszona Sara cała we łzach.
- Lisa ocknij się! Lisa słyszysz mnie?! Błagam otwórz oczy!
- Saro, proszę uspokój się i nie krzycz doskonale cie słyszę.
– Wyszeptałam ochrypłym głosem.
- Dzięki Bogu, obudziłaś się. Co się stało? Nic ci nie jest?
Jak się czujesz? Mam dzwonić po karetkę? – histeryzowała dziewczyna.
- Spokojnie nic mi nie jest. – lekko się uśmiechnęłam.
- Ale jesteś cala we krwi i ty mówisz, że wszystko w
porządku?!
- Nie powiedziałam, że wszystko w porządku tylko, że nic mi
nie jest. – zaczęłam się śmiać, po chwili poczułam falę bólu, skrzywiłam się.
- Proszę nie – spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
- Chyba sobie żartujesz, jak to nie! Dziewczyno to nie czas
na strach przed szpitalem, plucie prawie czarną krwią i potem utrata
przytomności nie jest w żadnym stopniu normalna! Musi cię obejrzeć lekarz!
- Ale jest już dobrze i…
- Ty tu nie masz nic
do gadania! – odwróciła się na pięcie i chciała wyjść, gdy powiedziałam prawdę.
- Ale oni nie są w stanie mi pomóc!- krzyknęłam - nikt nie
jest w stanie mi pomóc. – powtórzyłam ciszej. Sara stanęła jak wryta, odwróciła
się powoli i widząc moją twarz wiedziała ze nie kłamię. Upadła na kolana.
- Jak to?- Muszę jej powiedzieć, poć jej jednej powinnam
zaufać, nie okłamywać. – Nie mów mi, że jesteś nie uleczalnie chora. –
Powiedziała łamiącym się głosem.
- Można tak to nazwać.
- Ale jak? Dlaczego? – widziałam w jej oczach ból.
Westchnęłam głośno.
- Nie martw się, jeśli przetrwam najbliższe trzy miesiące to
nawet jakbyś chciała to się mnie nie pozbędziesz.
- Ale ja nie chcę, żebyś umarła! – krzyknęła wtulając się w
moje włosy, roniąc wielkie grochy łez.
- Ależ ja tak szybko nie wybieram się na tamten świat i obiecuję
ci, że będę się trzymać życia rękami i nogami.
Siedziałyśmy tak parę dobrych minut. Sara głośno płakała tak
jakbym już umarła, a ja głaskałam ją po głowie uspakajając ją. Zabawne, że ta
dziewczyna znająca mnie zaledwie parę dni, wylewa morze łez na myśl, o mojej
śmierci.
- Dziękuję –
wyszeptałam. Odkleiła się i spojrzała na mnie swoimi mokrymi od płaczu oczami.
– Dziękuję, za wszystko i przestań już płakać, jeszcze nie umarłam.
- Nie musisz mi dziękować, przecież jesteśmy przyjaciółkami
i nie przypominaj mi, bo znów się rozpłaczę.
- Już wszystko w porządku? –kiwnęła głową – To idę się
przebrać i zaraz do ciebie wracam.
Poszłam do pokoju gościnnego, który teraz był moją
sypialnią. Zdjęłam zakrwawione ubrania i stojąc w blasku księżyca wpatrywałam
się w swoje ciało odbijające się w prostokątnym lustrze. Na pierwszy rzut oka
nic się nie zmieniło, ale po bliższym przyjrzeniu się zauważyłam to. Po całej
mojej skórze na rękach i nogach a nawet szyi i brzuchu wiły się ledwo widzialne
tatuaże. Odwróciłam się i zamarłam, mój różany tatuaż teraz wyglądał całkiem
inaczej, tworzył coś na kształt skrzydeł złożonych z łodyg i kwiatów róż,
rozprzestrzeniał się po całym moim cielę blednąc z każdym milimetrem, by
pozostawić leciutki ślad na skórze. Następnie przyjrzałam się swojej twarzy.
Moje i tak bardzo długie oczy nabrały kolejnych paru centymetrów, moje czarne
soczewki miały czerwoną obwódkę, po zdjęciu ich o mało nie krzyknęłam, moje
oczy świeciły.
- Szlag i jak ja teraz je ukryję? Już wcześniej miałam
problem, a teraz? – mówiłam wnerwiona. Założyłam z powrotem soczewki modląc się
w duchu, żeby nikt się nie dopatrzył moich prawdziwych oczu. Ubrałam się w
dwuczęściową, fioletową piżamę z białym kotkiem na piersiach śniącym o misce
mleczka. Miałam ogromną ochotę na słodycze, ciekawe czy mamy jakieś
ciastka.Wpadłam do kuchni przetrząsając
szafki i znalazłam paczkę jeżyków i jakichś kremowych ciastek. Ułożyłam je na
talerzu i pobiegłam do Sary.
- A teraz powiedź mi wszystko, co przede mną ukrywasz.
- Na pewno chcesz wiedzieć wszystko? Wszyściuteńko? –
zapytałam rozbawiona.
- Tak. – westchnęłam.
- No więc w wieku dwóch lat kochałam się w tatusiu i mówiłam,
że zostanę jego żoną razem z moją mamusią.
- Nie żartuj sobie nie muszę znać twoich dziecięcych marzeń.
- Ale kazałaś mi mówić wszyściutko.
- Lisa opanuj się.
- Już dobrze niech ci będzie, więc, od czego mam zacząć?
- Może od tego:, dlaczego jesteś chora?
- To rodzinne… nie, to przez geny rodziców.
- Mówiłaś, że wszystko zależy od następnych trzech miesięcy.
- Dokładnie. – rozbawiona wepchnęłam sobie to ust kremowe
ciastko.
- O co dokładnie chodzi? Co masz przez ten czas robić?
- Wytrzymać i znaleźć sposób na przeżycie. – Sara patrzyła
na mnie jak na idiotkę.
- Jak możesz coś takiego mówić z takim spokojem, nie, takim
uśmiechem na twarzy, gdybym cię nie widziała w tej łazience uznałabym, że
żartujesz.
- Po prostu nie obchodzi mnie czy znajdę ten sposób czy nie
– zabrałam się za pałaszowanie kolejnego ciastka. Poczułam szarpnięcie i talerz
z ciastkami został odłożony daleko ode mnie.
- Oddaj, ja teraz potrzebuję dużo cukru.
- Nie, zacznij się zachowywać jak przystało na twój wiek.
- Mam się obrazić i uciec do swojego pokoju?
- Lisa!
- Już, już – spojrzałam na nią poważnie. - Nie chcesz nic
wiedzieć na mój temat ani na żaden inny związany z moją przeszłością. Moje
życie nie było jedną wielką bajką.
- Ale…
- Mogę ci obiecać, że kiedyś wszystkiego się dowiesz. Jeśli
nie chcesz się ze mną przyjaźnić z tego powodu, uszanuję to, ale naprawdę cię
lubię. Dawna ja nie żyję, więc czy
przyjmiesz moją przyjaźń?
- Ja już jestem po twojej stronie. – Trwałyśmy w niezręcznej
ciszy.
- No dobra, oddaj teraz te ciastka. Jestem głodna. –
Rzuciłam się w stronę talerza.
- Dobra, ale pamiętaj, że dla mnie jesteś ważną
przyjaciółką, nieważne że znamy się tak krótko.
- Dzięki że mi zaufałaś, doceniam to. A teraz dawaj te
ciastka. – Dopadłam talerz i już po chwili zajadałyśmy się ciastkami jakby nic
się nie stało. Spojrzałam na zegar stojący na nocnym stoliku była druga w nocy.
– Wypadałoby iść spać jutro mamy szkołę. – Powiedziałam wstając z łóżka.
- Poczekaj. Zostań, boję się o ciebie. – opadłam z powrotem
koło dziewczyny. Czułam ciepło na sercu, od dziś nie jestem sama. Zamknęłam
oczy i pierwszy raz od bardzo dawna śniło mi się coś innego niż koszmar.
/Stałam nad ogromnym turkusowym jeziorem wokół latały małe
świetliki tworząc bajkowy widok. W tle słyszałam przyjemną melodię.Wpatrywałam się bez celu w spokojną taflę
wody, która pod wpływem przyjemnego wiatru zaczęła się marszczyć. Z jeziora
wynurzyły się kolorowe światła przybierając podobne kształty, co w czarnej
otchłani. Pośród nich pojawiły się dwa wilki jeden biały drugi czarny, na
których czele stał ogromny biały tygrys. Dumnie stali na powierzchni wody. O
dziwo nie odczuwałam strachu wręcz przeciwnie, czułam radość, jakbym zobaczyła
dawno niewidzianych przyjaciół. Zaczęłam się do nich powoli zbliżać. Ostrożnie
weszłam do wody, lecz moje bose stopy napotkały opór. Pod moją nogą zaczął
rozciągać się lód, z każdym krokiem zamieniałam jezioro z lodową tafle. Po
chwili stanęłam oko w oko z ogromnymi zwierzętami. Wyciągnęłam dłoń czekając na
ich reakcje. Nie warczały, ani nie okazywały jakiejkolwiek niechęci. Dotknęłam
miękkiej głowy tygrysa. A raczej jego głowa otarła się o moją rękę.
Uśmiechnęłam się. Po chwili wilki zaczęły się łasić uważając by nie zrobić mi
krzywdy. Poiliśmy się swoją obecnością. /
- Lisa wstawaj! Obudź się, bo się spóźnimy!
- Co? Jeszcze chwila. – wyjęczałam przekręcając się na drugi
bok.
- Lisa! – Krzyknęła oburzona poczym poczułam pociągnięcie i
wylądowałam na podłodze.
- Ej! No wiesz co? Nie wolno znęcać się nad śpiącym!
- Ale ty już nie śpisz. – Powiedziała zadowolona z siebie.
- Jak ja ci zaraz…
- Masz piętnaście minut na ubranie się do szkoły, bo nie
dostaniesz śniadania ani bento, które ci przygotowałam.
Poderwałam się i pobiegłam do łazienki jak oparzona. Udało
mi się wyrobić w czasie. Ze względu na brak mundurka złożyłam beżową sukienkę
do ud, krótkie spodenki i bluzę z długim rękawem i kapturem, a włosy zostawiłam
rozpuszczone. Przed wyjściem złapałam jeszcze kanapkę na drogę i pobiegłam za
Sarą do szkoły. Rozdzieliłyśmy się na dziedzińcu i szybkim krokiem poszłam do
klasy, bo było już po dzwonku. Wpadłam jak jakaś idiotka do klasy. Z
zadowoleniem stwierdziłam, że nauczyciela nie ma. Rozejrzałam się po klasie,
wszyscy się na mnie gapili, co nigdy nie widzieliby ktoś się spóźnił? Zajęłam
swoje miejsce. Nie wiadomo, kiedy moją ławkę obtoczyli zaciekawieni uczniowie. Nasunęło
mi się tylko jedno pytanie: Co oni do diabła ode mnie chcą? Niestety szybko
dostałam na nie odpowiedź.
- Hej Lisa to ty wczoraj robiłaś ten koncert? – Wypalił
jakiś chłopak, którego imienia nie pamiętałam, zresztą jak większej części
klasy.
- Koncert? – Spytałam skołowana.
- Tak, koncert. To ty prawda? Grzałaś w Sali muzycznej.
- Skąd wiecie? – przełknęłam głośno ślinę starając się
zachować powagę.
Przez uczniów przepchała się Irys, bez słowa podała mi jakąś
gazetę i pokazała nagranie na telefonie jak gram. Spojrzałam na gazetę podpisaną,
jako „Licealne ploteczki” i zaczęłam czytać jakże ciekawy artykuł:
SKRZYPCOWY ANIOŁ
KONTRA „AMNESIA”
W poniedziałek o godz. 15.40 po szkolnym korytarzu zaczęły
się unosić przyjemne dźwięki skrzypiec. Uczniowie przebywający na terenie
szkoły zebrali się pod sala muzyczną, by ujrzeć Lisę Angels grającą nieznany
nikomu utwór, na szkolnych skrzypcach bez zezwolenia. Według świadków wyglądała
jak anioł. Szkoła rzuca wyzwanie dziewczynie. Czy zgodzi się na pojedynek z
zespołem „Amnesia”? A może stchórzy? Czas na bitwę!
Bitwa odbędzie się we wtorek na przerwie obiadowej w
piwnicy.
- Co za idiota to napisał? – zapytałam z niesmakiem.
- Przyjmiesz
wyzwanie? – zapytała Irys.
- Coś ty. Nie mam zamiaru czegokolwiek udowadniać, a tym
bardziej pojedynkować się z jakimkolwiek zespołem. Niechże się zajmą swoim
życiem, a nie, przezwiska mi tu wymyślają. – Mój wywód przerwał wchodzący
nauczyciel, gdy wszyscy usiedli na swoich miejscach zaczęła się matematyka. Po
całej lekcji liczb, wyników i możliwych rozwiązań, musiałam się zmagać z
dręczącymi mnie kolegami z klasy, którzy nachalnie starali się namówić mnie do
zmiany zdania. Na następnej lekcji do klasy przyszedł Nathaniel prosząc
nauczycielkę o zwolnienie mnie. Kobieta bez pytań pozwoliła mi z nim wyjść.
- Gdzie idziemy? – zapytałam po wyjściu z klasy.
- Do dyrektorki, kazała cię przyprowadzić. – Odparł jak
zwykle uśmiechnięty.
- Hm… ciekawe, czego może ode mnie chcieć?
- Nie mam zielonego pojęcia. - Po paru minutach byliśmy na
miejscu. – Wejdź a ja na ciebie tutaj poczekam.
- Ok. – Weszłam do gabinetu, w dużym fotelu siedziała
dyrektorka, patrzyła się na mnie z iskrami w oczach.
- Siadaj dziecko.- Wskazała mi krzesło naprzeciw siebie. – A
więc aby nie przedłużać. Mam dla ciebie zadanie, a mianowicie chcę abyś
uczęszczała na kółko muzyczne, w formie zespołu. Będziesz chodzić na próby a
potem pojedziecie na konkurs. – wyrecytowała zadowolona z siebie.
- Odmawiam. – Uśmiech kobiety zszedł w mgnieniu oka.
- Że co? Że co słucham? Chyba się przesłyszałam, możesz
powtórzyć?
- Odmawiam. – powiedziałam wolno i stanowczo.
-Ale..ale dlaczego?
- Nie pani sprawa.
- Źle się zrozumiałyśmy – złapała się za głowę, poczym
spojrzała na mnie przez palce. – ty nie masz nic do powiedzenia, po prostu masz
to zrobić i już! – jej oczy strzelały piorunami.
- Nie mam zamiaru.
- Jak tego nie zrobisz wylecisz, a za pyskowanie marsz
dzisiaj na tą bitwę, co pisali w gazetce!
-Grozi mi pani?
-Ależ skądże. Po prostu stwierdzam fakty, jeśli nie
przyjdziesz dzisiaj na próbę to zadzwonię do twoich rodziców i zostaniesz
zawieszona na dwa tygodnie. – uśmiechnęłam się szyderczo.
- Ach moi rodzice się dowiedzą, już się boję. – powiedziałam
z sarkazmem. - Skoro tak pani na tym zależy ustalmy zakład, jeśli wygram bitwę
z tym zespołem jakimś tam, nie będę musiała chodzić na te próby, a jeśli
przegram bez słowa będę uczestniczyć na zajęcia.
- Zgoda. – Kobieta wyciągnęła kartkę i długopis napisała
jakby umowę i podpisała następnie kazała mi zrobić to samo. Napisałam pochylone
Lisa i wyszłam z pokoju. Miałam ochotę zamordować kobietę. Na korytarzu czekał
Nathaniel.
- I jak? – spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i
najwyraźniej zrozumiał moje przesłanie jak było.
- Muszę iść dzisiaj na tą bitwę – zakreśliłam nawiasy przy
ostatnim słowie. – Wiesz może gdzie jest ta piwnica?
-Chodź pokażę ci, ale najpierw weźmiemy skrzypce ze schowka,
co ty na to? – pokiwałam głową na znak zgody.
Po drodze Nathaniel opowiadał mi o dziwactwach dyrektorki,
która ma podobno niezłego bzika na punkcie muzyki. Po zabraniu skrzypiec z sali
muzycznej poszliśmy do piwnicy. Po otworzeniu drzwi ukazała mi się ogromna sala
nagrań. Ściany były wyciszone, na podwyższeniu stał sprzęt nagłaśniający,
mikrofony i instrumenty. Studio sprawiało, że czułam się jak na jakiejś
dyskotece, a nie w szkolnej piwnicy. Ciekawe, jaką mają tu akustykę. Nie widać
było żadnych okien, więc na pewno nic nie słychać z zewnątrz. Kto by pomyślał,
że pod szkołą mogłoby być coś takiego?
- Wielka ta „piwnica”.
- To jeszcze nie wszystko, za sceną jest jeszcze szatnia dla
zespołu. – poszliśmy do ukrytych za materiałem drzwi. W środku stały dwie, trzy
osobowe kanapy ustawione naprzeciwko siebie, odgrodzone stolikiem. Pod ścianami
stały szafki z futerałami na gitary, torbami, kubkami na herbatę, jakimś
czajnikiem na wodę i stosem kartek.
- Z tego, co wnioskuję to zespół rockowy, chyba, że na
gitarach elektrycznych wygrywają dyrektorce ballady. – Zaśmiałam się pod nosem.
- Zgadłaś. – wytrzeszczyłam oczy, chłopak widząc moją
reakcję zaczął się śmiać. – Oczywiście to pierwsze, chciałbym zobaczyć ich
grających ballady dla dyrektorki mogłoby być zabawnie. – westchnęłam z ulgą.
- A przynajmniej dobrzy są?
- Kto?
- No ci, z zespołu.
- Ciężko powiedzieć, może?
- Naprawdę, dużo mi pomogłeś wiesz? – Powiedziałam
ironicznie.
- Nie ma, za co. – jak zwykle uśmiechnięty Nathaniel
spojrzał mi prosto w oczy, odwróciłam wzrok by nie zobaczył moich czerwonych
obwódek.
- Szlag mnie trafia gdy pomyślę jak zostałam wrobiona w to
całe bagno. – powiedziałam wnerwiona. Poczułam jego ręce na moim karku, na
początku się spięłam, lecz po chwili moje ciało zaczęło się rozluźniać pod
wpływem delikatnego masażu. Odwrócił mnie twarzą do siebie i posadził na
kanapie. Po chwili poczułam jak jego ręce zaczynają obejmować mnie w pasie, a
następnie zaczął całowaćmnie w szyję.