czwartek, 25 lipca 2013

Demon



Odcinek 12

    Po doprowadzeniu swojej osoby do w miarę znośnego stanu postanowiłam od razu opuścić teren szkoły. Niczym w transie szłam przed siebie, przed oczami przewijały się obrazy, a w ustach czułam metaliczny smak krwi, który o dziwo był niczym ambrozja. Nie mam pojęcia ile czasu szłam bez opamiętania, ale zanim się obejrzałam stałam pośrodku niewielkiej polany otoczonej z każdej strony drzewami. Położyłam się na trawie pełnej kolorowych kwiatów i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Chciałabym się pozbyć tych wszystkich problemów, marzyłam by zniknąć rozwiać się niczym chmura na niebie. Zamknęłam oczy tą jedną myślą.

    Po otworzeniu na powrót oczu, ze zdziwieniem stwierdziłam, że stoję. Rozejrzałam się i  napotkałam wzrokiem znajome lustro. Tak jak poprzednim razem przejechała dłonią po tafli szkła, która pod moim dotykiem zaczęła pękać, by następnie zamienić się w drobny mak delikatnie połyskujący w świetle różnokolorowego nieba. Teraz stałam twarzą w twarz z dziewczyną wyglądają tak jak ja. Gdyby nie ciemnobrązowe podchodzące pod czerwień włosy, stwierdziłabym, że to moje odbicie. Ciemnowłosa zrobiła krok w przód i wyszła z lustra. Ubrana w czarną suknię z czerwonymi różami, była całkowitym moim przeciwieństwem. Z każdym kolejnym krokiem pobrzękiwały łańcuchy umieszczone na jej wszystkich kończynach. Mierzyła mnie wściekłym wzrokiem.
   - Dlaczego ty zawsze musisz wszystko psuć?! – wykrzyczała mi prosto w twarz.   – Było tak blisko byśmy znów mogły były jednością. – Jej głos stał się płaczliwy, a oczy zrobiły się wilgotne.
   - Nie pozwolę byś zabiła jeszcze kogoś, tamte pięćdziesiąt dwie osoby… To nie powinno się nigdy stać. Do dziś pamiętam sale zasłaną ciałami zmarłych i krwią. To się nigdy nie może powtórzyć. – Mój głos mimo woli drżał.
   - Ja zabiłam? Nie… To my ich zabiłyśmy, nie pamiętasz? – Zapytała obchodząc mnie dookoła szeleszcząc łańcuchami. – Mała dziewczynka trzymająca własną matkę w ramionach, patrząca jak się wykrwawia na jej rękach. Chęć zemsty, mordu. Czy to nie brzmi znajomo? Chciałaś tego, tak samo jak ja, nie możesz zaprzeczyć bo jesteś mną, a ja tobą. Zapomniałaś? Nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Ten dzień nadchodzi, a ty nic nie możesz zrobić. Wiesz o czym mówię prawda?
 Otworzyłam usta by odpowiedzieć jej, ale z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Obraz zaczął powoli znikać. Poczułam lekkie potrząsanie i niewyraźny głos. Miałam wrażenie, że mam  deja vu.   

    Uchyliłam powieki, które nawet nie wiem kiedy zamknęłam. Nade mną klęczał wysoki blondyn o magicznych brązowych oczach z odrobiną pomarańczy.
    - Hej nic ci nie jest? – po chwili załapałam, że chłopak mówi coś do mnie. Podniosłam się lekko oszołomiona z ziemi.
    - Nie nic mi nie jest dziękuję za troskę.
    - Na pewno? – Zapytał podejrzliwie. – Widzisz rzadko kiedy spotyka się śpiącą dziewczynę na środku polany w lesie i nic jej nie jest.  – zaśmiałam się na te słowa.
    - Racja powinnam być ostrożniejsza, ale naprawdę wszystko w porządku. – Chłopak spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.
    - Tak się cieszę, myślałem, że ten diabeł ci coś zrobił.
    - Diabeł? – powtórzyłam, na co chłopak zaczął się śmiać.
    -Właśnie byłem na spacerze z psem mojego przyjaciela i jakoś tak wyszło że ten cwaniak mi zwiał. Tak trafiłem na ciebie.- Z jego twarzy nie schodził uśmiech.
    - Acha- odparłam mało inteligentnie, za dużo tych wrażeń mam jak na tak krótki czas.
    - A tak  apropo masz mocny sen, nie mogłem cię obudzić.
    - Zmęczenie daje się we znaki, no cóż chyba będę się zbierać. - Otrzepałam się z ziemi i już chciałam wracać do dom Sary, gdy uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jestem. Na szczęście usłyszałam przyjemny głos chłopaka.
   - Poczekaj! – stanęłam i z powrotem na niego spojrzałam dziękując w duchu za to, że mnie znalazł. – Nazywam się Fin Villers, czy zechcesz się zemną przejść na s
pacer?
   - Z chęcią- odparłam – Jestem Lisa Angels, mam nadzieje na miłe towarzystwo. – Uśmiechnęłam się przyjaźnie i podeszłam do Fina.
   - Ach, wiec to ty!  Dziś mamy grać ten konkurs, zespół kontra utalentowana skrzypaczka.
   - Całkiem o tym zapomniałam. – Odpowiedziałam  jednocześnie zakrywając dłonią twarz z zażenowania.
   - Spokojnie mamy jeszcze sporo czasu, więc możemy  spokojnie się przejść na spacer z psem.
   - Psem? A gdzie ty tu widzisz psa? – Fin rozejrzał się nerwowo i zagwizdał.
   - Demon! No rzesz choć tu ty diable wcielony!
   - Dziwny sposób na wołanie pupila. – Stwierdziłam
  
- Tylko na to reaguje ten „pupil”. – ostatnie słowo mocno zaakcentował, gdy z lasu wszedł wielki owczarek francuski, który niczym czarny demon, rzucił się biegiem w naszą stronę. Stałam spokojnie patrząc jak leci z zębami w moim kierunku, z chęcią rzucenia mi się do gardła. Taki już mój urok, że nienawidzą mnie wszystkie zwierzęta, no dobra nie wszystkie ale większość. Owczarek już był zaledwie parę metrów ode mnie, gdy spojrzałam mu z wyższością prosto w oczy. Pies momentalnie się zatrzymał kuląc się i podkulając ogon. Fin stał niczym słup soli nie wierząc własnym oczom.


__________________________
A oto nasz Fin
 

środa, 24 lipca 2013

Zmiana szablonu

Postanowiłam wrócić do Skarlet po sporej przerwie, biorę się w garść i by się zmotywować zaczęłam od zmiany wizerunku bloga. Teraz już tylko muszę sprowadzić moją wenę (która między innymi nie chce mi się pokazywać od wyjazdu do Niemiec, czyżbym zgubiła ją na stadionie Borussii? A może została w kolonii zauroczona pierwszą wodą toaletową? Mam nadzieje, że biedaczka nie spadła z latającej rzeźby :/  ). Dam radę i tego będę się trzymać, tylko nie ręczę za to co mi wyjdzie, bo puki co to nie jestem zadowolona z tego co mam istny koszmar.

sobota, 9 marca 2013

Koszmar



Odcinek 11 cz. 2(mogą zostać wprowadzone drobne zmiany)



Każdy jego pocałunek powodował dreszcz, tylko że nie podniecenia, lecz strachu. Nie wiem dlaczego ale moje ciało broniło się przed jego dotykiem. Czułam nieprzyjemne pieczenie w miejscach gdzie mnie dotykał. Położyłam dłoń na torsie chłopaka, który ruszył w stronę moich ust. Zanim to zrobił, szybkim ruchem odepchnęłam go od siebie następnie poderwałam się  z kanapy.
- Co robisz? – zapytałam oschłym tonem.
- No nie mów, że nie wiesz. – Nathaniel również wstał, po czym zrobił krok w moją stronę.
- Nie zbliżaj się do mnie.
- Oj nie przesadzaj, wiem że tego chcesz. - Cofając się przed złotookim natrafiłam plecami na drzwi. Nacisnęłam na klamkę i nic, ani drgnęły. Na język cisnęła mi się duża liczba przekleństw. Blondyn widząc, że chce uciec, niezadowolony pokręcił głową ciągle się zbliżając. – Już mnie opuszczasz? Liczyłem, ze się pobawimy. – dzielił nas już tylko krok, a na jego twarzy widniał obleśny uśmiech.
- Oddaj mi klucz i idź się bawić z kim innym.
- Nie tak prędko, kotku. – Przyszpilił mnie do ściany, kładąc ręce po obu stronach mojej głowy. Nachylił się, głęboko patrząc mi w oczy i wyszeptał. – Lubię takie niedostępne.- po czym zaczął pieścić językiem moje ucho.
Nie mogłam się ruszyć, niczym sparaliżowana. Czułam ostre pieczenie na skórze. Blondyn oderwał się od mojego ucha, spojrzał się na mnie i obleśnie się oblizał. Jego oczy dosłownie płonęły złotym ogniem. Cholera! To feniks! Jego ręce buszowały po moim ciele powoli schodząc w dół. Chłopak wbił się w moje usta. Brutalnie się przedzierał językiem przez moje wargi, rozchyliłam lekko zęby i z całej siły ugryzłam go. Nathaniel odskoczył ode mnie.
- Co robisz suko?! – po czym zamachnął się i mocno uderzył mnie w twarz. Od siły jego ciosu poleciałam na podłogę. Poczułam metaliczny smak krwi w ustach.
Chłopak krzyczał jak opętany, ale jego głos zaczął ustępować innemu bardziej zmysłowemu, kuszącemu, rozbrzmiewającemu w mojej głowie.
- Już czas, pozwól mi wyjść, - Nie! Przestań! - sama nie dasz rady, to feniks! – głos był nie ugięty, czułam jak przejmuję nade mną kontrolę. Moja świadomość zaczęła być wypierana z umysłu. Poddałam się. Moje ciało zaczęło się samo ruszać.

Dziewczyna podniosła się z podłogi jej oczy zasłaniały białe pasma opadających włosów. Jej usta wykrzywiły się w szaleńczym uśmiechu. W pomieszczeniu rozbrzmiał śmiech, dziewczyna oblizała swoje usta, zlizując kroplę krwi z rozciętej wargi. Zgrabnym ruchem zdjęła uciążliwe soczewki, ukazując swoje krwistoczerwone oczy. Popatrzyła obłąkanym wzrokiem na zdezorientowanego chłopaka.
- Muszę ci podziękować. Dzięki tobie udało mi się uwolnić. Czekałam na to tyle lat i udało się. Wygrałam – z każdym słowem uśmiechała się coraz bardziej. Długie włosy zaczęły falować i podnosić się do góry. Oczy zaczęły delikatnie świecić. – Twoja krew też nie jest zła feniksie, z chęcią jej skosztuję jeszcze trochę. –  Chłopak ocknął się ze zdziwienia, stając w pozycji bojowej. W jego ręce pojawiła się kula złotego ognia.
-  Kim jesteś?! – krzyknął. Dziewczyna lekko unosiła, się w powietrzu niczym dych. Piękna, ale straszna i niebezpieczna. Jeden podmuch owego wiatru, a złota kula ognia blondyna zamieniła się w kryształ, który natychmiast rozbił się w drobny mak. Blondyn wpatrywał się w go niedowierzając, że coś jest w stanie zamienić jego święty płomień w pył. Poczuł chłodny podmuch powietrza na swojej szyi.
- Jestem twoim największym koszmarem – wyszeptała mu do ucha krwisto oka. Po jego plecach przeszedł dreszcz przerażenia. Natychmiast się odwrócił, akurat by spojrzeć jak fala powietrza leci w jego stronę przyszywając go do ściany. Nie był w stanie się ruszyć,  gdy spróbował użyć swoich zdolności, przytrzymująca go siła wbiła go jeszcze bardziej w ścianie. Dziewczyna w powietrzu zrobiła parę kroków i znalazła się tuż przed nim. – Nie ty jeden coś potrafisz. Jako Hybryda powinieneś znać zasady i się do nich pod stosować. A teraz kara. – białowłosa przejechała paznokciem po ręce chłopaka, przecinając skórę. Szkarłatna stróżka kwi zaczęła spływać z rany. – Tylko trochę skosztuję – wyszeptała pożądliwie po czym zlizała krew i przyssała się do rany. Wcale nie była delikatna, wręcz przeciwnie, wbijała swoje pazury w rękę blondyna, który czuł się jakby dostał narkotyk. Krwisto oka oderwała się od niego. – Nie… nie, nie! Jeszcze nie! Jeszcze trochę! Nie pozwolę ci! – krzyczała, trzymając się za głowę. Wyglądała jakby zwijała się z bólu.

Nie mogę znowu na to pozwolić! Nie dopuszczę by to się powtórzyło! Muszę walczyć póki ona jest jeszcze słaba. - Zaczęłam odzyskiwać władzę nad własnym ciąłem, co było strasznie trudne i bolesne. Powoli się podniosłam. Nathaniel leżał nieprzytomny na podłodze, a w pokoju wyglądało jakby przeszedł huragan. Widziałam tylko strzępki obrazów tego zdarzenia i nie miałam zielonego pojęcia co dalej robić. Z jednej strony chciałam uciekać najdalej stąd, a drugiej nie miałam serca zostawić nieprzytomnego chłopaka. Z kieszeni bluzy wyciągnęłam mój telefon, sprawdzając godzinę. Pozostało mi dziesięć minut do dzwonka. Zgasiłam ekran telefonu, w którym teraz odbijały się moje czerwone tęczówki. Przerażona brakiem soczewek, rozpaczliwie zaczęłam ich szukać. Jedna leżała przy drzwiach, a druga koło głowy blondyna. Całkiem o nim zapomniałam. Wyglądał tak niewinnie. Nie mogłam go tak zostawić, spróbowałam go podnieść, co udało mi się dopiero za trzecim razem. Miałam ogromne szczęście, że gabinet pielęgniarki był blisko bo cała energia jaką czułam po odzyskaniu kontroli prysła niczym bańka mydlana.  Zostawiłam Nathaniela pod drzwiami i zapukałam. Nie czekałam, aż ktoś otworzy, uciekłam do toalety. Przemyłam soczewki i je założyłam.

_________________________________________________________
To jest tylko część, bo na razie cienko z weną. Nie zabijajcie!

czwartek, 7 marca 2013

Epic Trio

Od jakiegoś czasu planowałam, zaczęcie równoległego projektu z przyjaciółmi. I tak dzisiaj przedstawiam wam blog, który będzie poświęcony także opowiadaniom:

Epic Trio

Zapraszam do przeczytania mojego drugiego opowiadania Pamiętnika Apokalipsy. Proszę się nie martwić, Skarlet Roza będzie kontynuowana.




czwartek, 28 lutego 2013

Brak weny

Dawno mnie nie było, na usprawiedliwienie mam jedynie brak czasu i zastój weny. Ostatnio jedyne co mogę robić to rysować, a przez tą paskudną chorobę cały czas mi się chce spać. Co jak co, ale miesiąc chorowania to za dużo, szczególnie, że spędziłam w domu cale ferie. Rozdział idzie mi jak flaki z olejem i przez brak weny mam zaledwie dwie strony w Wordzie a mam pomysł na więcej.
Daję do posłuchania opening z Amnesii


poniedziałek, 11 lutego 2013

Koncert



Odcinek 11 cz. 1



     Po godzinie niemiłosiernych męczarni i bólu nie do wytrzymania, mój umysł się poddał. Nie jestem wstanie stwierdzić czy jeszcze żyję, czy jednak umarłam. Jednak to, co mnie otaczało po utracie świadomości, nie wyglądało choćby trochę na świat żywych.

     Otóż stałam na czarnej powierzchni jeziora. Wokół mnie nie było kompletnie nic, poza wiszącym w powietrzu lustrem o owalnej, srebrnej, pocienianej ramie w wymyślne wzory. To, co najbardziej mnie przerażało to nie czarna jak smoła woda, czy brak czegokolwiek na horyzoncie.
     Najstraszniejsze było niebo, a raczej to, co się w jego miejscu znajdowało. Nad moją głową rozciągała się przestrzeń pełna czegoś na kształt pustki wiem, że to dziwnie brzmi, ale inaczej nie jestem wstanie tego opisać, ponieważ ona falowała zmieniając swoje odcienie z czerni przechodząc w czerwień dochodząc do oślepiającej bieli, która przechodziła w czerń by znów zatopić to miejsce w ciemności. O dziwo to „niebo” świeciło, nie inaczej, emanowało blaskiem to czerni to czerwieni lub bieli. Pomiędzy tą zmianą barw była pustka, której nie jestem wstanie opisać.
     Teraz patrzyłam na stojące przede mną lustro, które spokojnie pokazywało moje odbicie. Czy to ma być forma sądu ostatecznego? A może to tylko sen i po dotknięciu go się obudzę? Nie myśląc długo przejechałam ręką po tafli szkła, która pod moim dotykiem zafalowała. Cofnęłam się o krok. Z wnętrza lustra zaczęły wylatywać czarne wstęgi wyglądające jak dym, za nimi wyleciały motyle utkane ze światła, widok był niesamowity, wcześniej puste miejsce zaczęło nabierać życia, oderwałam się od tego widoku spojrzałam w lustro, które zamiast pokazywać moje odbicie, teraz pokazywało kompletnie inne miejsce, a po środku wisiała zapięta w łańcuchy dziewczyna o długich ciemnych włosach, była cała we krwi. Gdy podniosła lekko swoją głowę, przeżyłam nie mały szok, ponieważ ona miała moją twarz. Coś do mnie mówiła, lecz nie byłam w stanie nic usłyszeć.
      Czułam jakby była częścią mnie, a zarazem kompletnie inną osobą, głupie prawda? Chyba oszalałam, wkroczyłam w owe lustro chcąc wyciągnąć tą część siebie z ciągłego bólu i niewoli. Po przekroczeniu jego powierzchni poczułam ból, który mnie tu sprowadził, brnęłam dalej w otchłań, gdy byłam już o krok od osiągnięcia celu, obraz zaczął znikać. Starałam się złapać dziewczynę, moja ręka przeszła na wylot. Poczułam, że spadam.

       Powita ciemnością zaczęłam słyszeć nawołujący mnie głos, zajęło mi chwilę jego rozpoznanie. Po chwili dotarło do mnie, że mam zamknięte oczy, czułam lekkie potrząsanie. Lekko uchyliłam powieki. Nade mną pochylała się przestraszona Sara cała we łzach.
      - Lisa ocknij się! Lisa słyszysz mnie?! Błagam otwórz oczy!
      - Saro, proszę uspokój się i nie krzycz doskonale cie słyszę. – Wyszeptałam ochrypłym głosem.
      - Dzięki Bogu, obudziłaś się. Co się stało? Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Mam dzwonić po karetkę? – histeryzowała dziewczyna.
      - Spokojnie nic mi nie jest. – lekko się uśmiechnęłam.
      - Ale jesteś cala we krwi i ty mówisz, że wszystko w porządku?!
      - Nie powiedziałam, że wszystko w porządku tylko, że nic mi nie jest. – zaczęłam się śmiać, po chwili poczułam falę bólu, skrzywiłam się.
      - Widzisz? – pouczyła mnie, wstając. – Idę zadzwonić po karetkę.
      - Proszę nie – spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
      - Chyba sobie żartujesz, jak to nie! Dziewczyno to nie czas na strach przed szpitalem, plucie prawie czarną krwią i potem utrata przytomności nie jest w żadnym stopniu normalna! Musi cię obejrzeć lekarz!
      - Ale jest już dobrze i…
      - Ty tu nie masz nic do gadania! – odwróciła się na pięcie i chciała wyjść, gdy powiedziałam prawdę.
     - Ale oni nie są w stanie mi pomóc!- krzyknęłam - nikt nie jest w stanie mi pomóc. – powtórzyłam ciszej. Sara stanęła jak wryta, odwróciła się powoli i widząc moją twarz wiedziała ze nie kłamię. Upadła na kolana.
      - Jak to?- Muszę jej powiedzieć, poć jej jednej powinnam zaufać, nie okłamywać. – Nie mów mi, że jesteś nie uleczalnie chora. – Powiedziała łamiącym się głosem.
     - Można tak to nazwać.
     - Ale jak? Dlaczego? – widziałam w jej oczach ból. Westchnęłam głośno.
     - Nie martw się, jeśli przetrwam najbliższe trzy miesiące to nawet jakbyś chciała to się mnie nie pozbędziesz.
     - Ale ja nie chcę, żebyś umarła! – krzyknęła wtulając się w moje włosy, roniąc wielkie grochy łez.
     - Ależ ja tak szybko nie wybieram się na tamten świat i obiecuję ci, że będę się trzymać życia rękami i nogami.
     Siedziałyśmy tak parę dobrych minut. Sara głośno płakała tak jakbym już umarła, a ja głaskałam ją po głowie uspakajając ją. Zabawne, że ta dziewczyna znająca mnie zaledwie parę dni, wylewa morze łez na myśl, o mojej śmierci.
     - Dziękuję – wyszeptałam. Odkleiła się i spojrzała na mnie swoimi mokrymi od płaczu oczami. – Dziękuję, za wszystko i przestań już płakać, jeszcze nie umarłam.
     - Nie musisz mi dziękować, przecież jesteśmy przyjaciółkami i nie przypominaj mi, bo znów się rozpłaczę.
     - Już wszystko w porządku? –kiwnęła głową – To idę się przebrać i zaraz do ciebie wracam.
      Poszłam do pokoju gościnnego, który teraz był moją sypialnią. Zdjęłam zakrwawione ubrania i stojąc w blasku księżyca wpatrywałam się w swoje ciało odbijające się w prostokątnym lustrze. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło, ale po bliższym przyjrzeniu się zauważyłam to. Po całej mojej skórze na rękach i nogach a nawet szyi i brzuchu wiły się ledwo widzialne tatuaże. Odwróciłam się i zamarłam, mój różany tatuaż teraz wyglądał całkiem inaczej, tworzył coś na kształt skrzydeł złożonych z łodyg i kwiatów róż, rozprzestrzeniał się po całym moim cielę blednąc z każdym milimetrem, by pozostawić leciutki ślad na skórze. Następnie przyjrzałam się swojej twarzy. Moje i tak bardzo długie oczy nabrały kolejnych paru centymetrów, moje czarne soczewki miały czerwoną obwódkę, po zdjęciu ich o mało nie krzyknęłam, moje oczy świeciły.
      - Szlag i jak ja teraz je ukryję? Już wcześniej miałam problem, a teraz? – mówiłam wnerwiona. Założyłam z powrotem soczewki modląc się w duchu, żeby nikt się nie dopatrzył moich prawdziwych oczu. Ubrałam się w dwuczęściową, fioletową piżamę z białym kotkiem na piersiach śniącym o misce mleczka. Miałam ogromną ochotę na słodycze, ciekawe czy mamy jakieś ciastka.  Wpadłam do kuchni przetrząsając szafki i znalazłam paczkę jeżyków i jakichś kremowych ciastek. Ułożyłam je na talerzu i pobiegłam do Sary.
     - A teraz powiedź mi wszystko, co przede mną ukrywasz.
     - Na pewno chcesz wiedzieć wszystko? Wszyściuteńko? – zapytałam rozbawiona.
     - Tak. – westchnęłam.
     - No więc w wieku dwóch lat kochałam się w tatusiu i mówiłam, że zostanę jego żoną razem z moją mamusią.
     - Nie żartuj sobie nie muszę znać twoich dziecięcych marzeń.
     - Ale kazałaś mi mówić wszyściutko.
     - Lisa opanuj się.
     - Już dobrze niech ci będzie, więc, od czego mam zacząć?
     - Może od tego:, dlaczego jesteś chora?
     - To rodzinne… nie, to przez geny rodziców.
     - Mówiłaś, że wszystko zależy od następnych trzech miesięcy.
     - Dokładnie. – rozbawiona wepchnęłam sobie to ust kremowe ciastko.
     - O co dokładnie chodzi? Co masz przez ten czas robić?
     - Wytrzymać i znaleźć sposób na przeżycie. – Sara patrzyła na mnie jak na idiotkę.
     - Jak możesz coś takiego mówić z takim spokojem, nie, takim uśmiechem na twarzy, gdybym cię nie widziała w tej łazience uznałabym, że żartujesz.
    - Po prostu nie obchodzi mnie czy znajdę ten sposób czy nie – zabrałam się za pałaszowanie kolejnego ciastka. Poczułam szarpnięcie i talerz z ciastkami został odłożony daleko ode mnie.
   - Oddaj, ja teraz potrzebuję dużo cukru.
   - Nie, zacznij się zachowywać jak przystało na twój wiek.
   - Mam się obrazić i uciec do swojego pokoju?
   - Lisa!
   - Już, już – spojrzałam na nią poważnie. - Nie chcesz nic wiedzieć na mój temat ani na żaden inny związany z moją przeszłością. Moje życie nie było jedną wielką bajką.
   - Ale…
   - Mogę ci obiecać, że kiedyś wszystkiego się dowiesz. Jeśli nie chcesz się ze mną przyjaźnić z tego powodu, uszanuję to, ale naprawdę cię lubię.  Dawna ja nie żyję, więc czy przyjmiesz moją przyjaźń?
   - Ja już jestem po twojej stronie. – Trwałyśmy w niezręcznej ciszy.
   - No dobra, oddaj teraz te ciastka. Jestem głodna. – Rzuciłam się w stronę talerza.
   - Dobra, ale pamiętaj, że dla mnie jesteś ważną przyjaciółką, nieważne że znamy się tak krótko.
   - Dzięki że mi zaufałaś, doceniam to. A teraz dawaj te ciastka. – Dopadłam talerz i już po chwili zajadałyśmy się ciastkami jakby nic się nie stało. Spojrzałam na zegar stojący na nocnym stoliku była druga w nocy. – Wypadałoby iść spać jutro mamy szkołę. – Powiedziałam wstając z łóżka.
  - Poczekaj. Zostań, boję się o ciebie. – opadłam z powrotem koło dziewczyny. Czułam ciepło na sercu, od dziś nie jestem sama. Zamknęłam oczy i pierwszy raz od bardzo dawna śniło mi się coś innego niż koszmar. 




/Stałam nad ogromnym turkusowym jeziorem wokół latały małe świetliki tworząc bajkowy widok. W tle słyszałam przyjemną melodię.  Wpatrywałam się bez celu w spokojną taflę wody, która pod wpływem przyjemnego wiatru zaczęła się marszczyć. Z jeziora wynurzyły się kolorowe światła przybierając podobne kształty, co w czarnej otchłani. Pośród nich pojawiły się dwa wilki jeden biały drugi czarny, na których czele stał ogromny biały tygrys. Dumnie stali na powierzchni wody. O dziwo nie odczuwałam strachu wręcz przeciwnie, czułam radość, jakbym zobaczyła dawno niewidzianych przyjaciół. Zaczęłam się do nich powoli zbliżać. Ostrożnie weszłam do wody, lecz moje bose stopy napotkały opór. Pod moją nogą zaczął rozciągać się lód, z każdym krokiem zamieniałam jezioro z lodową tafle. Po chwili stanęłam oko w oko z ogromnymi zwierzętami. Wyciągnęłam dłoń czekając na ich reakcje. Nie warczały, ani nie okazywały jakiejkolwiek niechęci. Dotknęłam miękkiej głowy tygrysa. A raczej jego głowa otarła się o moją rękę. Uśmiechnęłam się. Po chwili wilki zaczęły się łasić uważając by nie zrobić mi krzywdy. Poiliśmy się swoją obecnością. /

   - Lisa wstawaj! Obudź się, bo się spóźnimy!
   - Co? Jeszcze chwila. – wyjęczałam przekręcając się na drugi bok.
   - Lisa! – Krzyknęła oburzona poczym poczułam pociągnięcie i wylądowałam na podłodze.
   - Ej! No wiesz co? Nie wolno znęcać się nad śpiącym!
   - Ale ty już nie śpisz. – Powiedziała zadowolona z siebie.
   - Jak ja ci zaraz…
   - Masz piętnaście minut na ubranie się do szkoły, bo nie dostaniesz śniadania ani bento, które ci przygotowałam.
     Poderwałam się i pobiegłam do łazienki jak oparzona. Udało mi się wyrobić w czasie. Ze względu na brak mundurka złożyłam beżową sukienkę do ud, krótkie spodenki i bluzę z długim rękawem i kapturem, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Przed wyjściem złapałam jeszcze kanapkę na drogę i pobiegłam za Sarą do szkoły. Rozdzieliłyśmy się na dziedzińcu i szybkim krokiem poszłam do klasy, bo było już po dzwonku. Wpadłam jak jakaś idiotka do klasy. Z zadowoleniem stwierdziłam, że nauczyciela nie ma. Rozejrzałam się po klasie, wszyscy się na mnie gapili, co nigdy nie widzieliby ktoś się spóźnił? Zajęłam swoje miejsce. Nie wiadomo, kiedy moją ławkę obtoczyli zaciekawieni uczniowie. Nasunęło mi się tylko jedno pytanie: Co oni do diabła ode mnie chcą? Niestety szybko dostałam na nie odpowiedź.
    - Hej Lisa to ty wczoraj robiłaś ten koncert? – Wypalił jakiś chłopak, którego imienia nie pamiętałam, zresztą jak większej części klasy.
    - Koncert? – Spytałam skołowana.
    - Tak, koncert. To ty prawda? Grzałaś w Sali muzycznej.
    - Skąd wiecie? – przełknęłam głośno ślinę starając się zachować powagę.
Przez uczniów przepchała się Irys, bez słowa podała mi jakąś gazetę i pokazała nagranie na telefonie jak gram. Spojrzałam na gazetę podpisaną, jako „Licealne ploteczki” i zaczęłam czytać jakże ciekawy artykuł:

SKRZYPCOWY ANIOŁ KONTRA „AMNESIA”
W poniedziałek o godz. 15.40 po szkolnym korytarzu zaczęły się unosić przyjemne dźwięki skrzypiec. Uczniowie przebywający na terenie szkoły zebrali się pod sala muzyczną, by ujrzeć Lisę Angels grającą nieznany nikomu utwór, na szkolnych skrzypcach bez zezwolenia. Według świadków wyglądała jak anioł. Szkoła rzuca wyzwanie dziewczynie. Czy zgodzi się na pojedynek z zespołem „Amnesia”? A może stchórzy? Czas na bitwę!
Bitwa odbędzie się we wtorek na przerwie obiadowej w piwnicy.

   - Co za idiota to napisał? – zapytałam z niesmakiem.
   - Przyjmiesz wyzwanie? – zapytała Irys.
   - Coś ty. Nie mam zamiaru czegokolwiek udowadniać, a tym bardziej pojedynkować się z jakimkolwiek zespołem. Niechże się zajmą swoim życiem, a nie, przezwiska mi tu wymyślają. – Mój wywód przerwał wchodzący nauczyciel, gdy wszyscy usiedli na swoich miejscach zaczęła się matematyka. Po całej lekcji liczb, wyników i możliwych rozwiązań, musiałam się zmagać z dręczącymi mnie kolegami z klasy, którzy nachalnie starali się namówić mnie do zmiany zdania. Na następnej lekcji do klasy przyszedł Nathaniel prosząc nauczycielkę o zwolnienie mnie. Kobieta bez pytań pozwoliła mi z nim wyjść.
  - Gdzie idziemy? – zapytałam po wyjściu z klasy.
  - Do dyrektorki, kazała cię przyprowadzić. – Odparł jak zwykle uśmiechnięty.
  - Hm… ciekawe, czego może ode mnie chcieć?
  - Nie mam zielonego pojęcia. - Po paru minutach byliśmy na miejscu. – Wejdź a ja na ciebie tutaj poczekam.
  - Ok. – Weszłam do gabinetu, w dużym fotelu siedziała dyrektorka, patrzyła się na mnie z iskrami w oczach.
  - Siadaj dziecko.- Wskazała mi krzesło naprzeciw siebie. – A więc aby nie przedłużać. Mam dla ciebie zadanie, a mianowicie chcę abyś uczęszczała na kółko muzyczne, w formie zespołu. Będziesz chodzić na próby a potem pojedziecie na konkurs. – wyrecytowała zadowolona z siebie.
  - Odmawiam. – Uśmiech kobiety zszedł w mgnieniu oka.
  - Że co? Że co słucham? Chyba się przesłyszałam, możesz powtórzyć?
  - Odmawiam. – powiedziałam wolno i stanowczo.
  -Ale..ale dlaczego?
  - Nie pani sprawa.
  - Źle się zrozumiałyśmy – złapała się za głowę, poczym spojrzała na mnie przez palce. – ty nie masz nic do powiedzenia, po prostu masz to zrobić i już! – jej oczy strzelały piorunami.
  - Nie mam zamiaru.
  - Jak tego nie zrobisz wylecisz, a za pyskowanie marsz dzisiaj na tą bitwę, co pisali w gazetce!
  -Grozi mi pani?
  -Ależ skądże. Po prostu stwierdzam fakty, jeśli nie przyjdziesz dzisiaj na próbę to zadzwonię do twoich rodziców i zostaniesz zawieszona na dwa tygodnie. – uśmiechnęłam się szyderczo.
   - Ach moi rodzice się dowiedzą, już się boję. – powiedziałam z sarkazmem. - Skoro tak pani na tym zależy ustalmy zakład, jeśli wygram bitwę z tym zespołem jakimś tam, nie będę musiała chodzić na te próby, a jeśli przegram bez słowa będę uczestniczyć na zajęcia.
   - Zgoda. – Kobieta wyciągnęła kartkę i długopis napisała jakby umowę i podpisała następnie kazała mi zrobić to samo. Napisałam pochylone Lisa i wyszłam z pokoju. Miałam ochotę zamordować kobietę. Na korytarzu czekał Nathaniel.
  - I jak? – spojrzałam na niego morderczym wzrokiem i najwyraźniej zrozumiał moje przesłanie jak było.
  - Muszę iść dzisiaj na tą bitwę – zakreśliłam nawiasy przy ostatnim słowie. – Wiesz może gdzie jest ta piwnica?
  -Chodź pokażę ci, ale najpierw weźmiemy skrzypce ze schowka, co ty na to? – pokiwałam głową na znak zgody.
    Po drodze Nathaniel opowiadał mi o dziwactwach dyrektorki, która ma podobno niezłego bzika na punkcie muzyki. Po zabraniu skrzypiec z sali muzycznej poszliśmy do piwnicy. Po otworzeniu drzwi ukazała mi się ogromna sala nagrań. Ściany były wyciszone, na podwyższeniu stał sprzęt nagłaśniający, mikrofony i instrumenty. Studio sprawiało, że czułam się jak na jakiejś dyskotece, a nie w szkolnej piwnicy. Ciekawe, jaką mają tu akustykę. Nie widać było żadnych okien, więc na pewno nic nie słychać z zewnątrz. Kto by pomyślał, że pod szkołą mogłoby być coś takiego?
   - Wielka ta „piwnica”.
   - To jeszcze nie wszystko, za sceną jest jeszcze szatnia dla zespołu. – poszliśmy do ukrytych za materiałem drzwi. W środku stały dwie, trzy osobowe kanapy ustawione naprzeciwko siebie, odgrodzone stolikiem. Pod ścianami stały szafki z futerałami na gitary, torbami, kubkami na herbatę, jakimś czajnikiem na wodę i stosem kartek.
   - Z tego, co wnioskuję to zespół rockowy, chyba, że na gitarach elektrycznych wygrywają dyrektorce ballady. – Zaśmiałam się pod nosem.
   - Zgadłaś. – wytrzeszczyłam oczy, chłopak widząc moją reakcję zaczął się śmiać. – Oczywiście to pierwsze, chciałbym zobaczyć ich grających ballady dla dyrektorki mogłoby być zabawnie. – westchnęłam z ulgą.
   - A przynajmniej dobrzy są?
   - Kto?
   - No ci, z zespołu.
   - Ciężko powiedzieć, może?
   - Naprawdę, dużo mi pomogłeś wiesz? – Powiedziałam ironicznie.
   - Nie ma, za co. – jak zwykle uśmiechnięty Nathaniel spojrzał mi prosto w oczy, odwróciłam wzrok by nie zobaczył moich czerwonych obwódek.
   - Szlag mnie trafia gdy pomyślę jak zostałam wrobiona w to całe bagno. – powiedziałam wnerwiona. Poczułam jego ręce na moim karku, na początku się spięłam, lecz po chwili moje ciało zaczęło się rozluźniać pod wpływem delikatnego masażu. Odwrócił mnie twarzą do siebie i posadził na kanapie. Po chwili poczułam jak jego ręce zaczynają obejmować mnie w pasie, a następnie zaczął całować  mnie w szyję.

_____________________________________________________________________

Trochę mi zajęło, a to jeszcze nie koniec tego rozdziału.